„Żółte kamizelki” i akt XI, czyli „żółte noce”. Przemoc na ulicach francuskich miast trwa…

Luk_Triumfalny_Paryż fot: PAP
Luk_Triumfalny_Paryż fot: PAP
REKLAMA

Oficjalne dane policji mówią, że w jedenastej już sobocie protestów we Francji udział wzięło 69 tys. osób (84 tys. tydzień wcześniej). Najgoręcej było w późnych godzinach wieczornych, kiedy to miały miejsce zapowiadane wcześniej tzw. „żółte noce”. Sytuacja ponownie wymykała się spod kontroli, płonęły samochody, jeden z liderów ruchu stracił oko.

Paryż, Nantes, Evreux to miasta, w których doszło do największych strać z policją. Większość manifestacji miała jednak spokojny przebieg. Tylko w Paryżu odbywały się cztery niezależne zgromadzenia „żółtych kamizelek”. Nowością tego tygodnia były tzw. „żółte noce”. Takich manifestacji najbardziej obawiała się też policja, która zastosował wiele środków prewencyjnych.

REKLAMA

Do strać doszło m.in. w Evreux (departament Eure), gdzie spalono cztery samochody w pobliżu budynku merostwa. W Paryżu zamieszki miały miejsce w pobliżu placu Bastylii. W Nantes pojawiły się „koktajle Mołotowa”.

Znana postać ruchu „żółtych kamizelek” Jérôme Rodrigues został trafiony na Placu Bastylii przez policjantów w oko gumową kulą. Ewakuowany przez strażaków, został hospitalizowany. Wywołało to furię jednego z liderów ruchu Eryka Droueta, który z Rodriguesem współpracował. W mediach społecznościowych ogłoszono nawet „narodowy stan wyjątkowy” i wezwanie do „bezprecedensowego powstania przy użyciu wszelkich niezbędnych i użytecznych środków, by doprowadzić do tego, że nikt więcej nie będzie odnosił wojennych ran”.

Charakterystyczna postać Jérôme Rodriguesa stała się niemal męczennikiem „żółtych kamizelek”. Trwa też nacisk na policję, by ta zaprzestała używania niebezpiecznych rodzajów broni. Na razie funkcjonariuszy wyposaża się w kamery osobiste, które mają rejestrować używanie wyrzutni pocisków i ich skutki. Jak widać nie wiele to pomaga, a policja strzelała na wprost do osób znajdujących się dość blisko.

We Francji trwa narodowa debata z udziałem prezydenta Emmanuela Macrona, ale nie przynosi ona uspokojenia nastrojów. Spotkania prezydenckie zamieniły się wręcz w jego kampanię wyborczą do PE. Rewolta więc trwa. Z dużym zainteresowaniem oczekuje się też marszu „czerwonych chust” („foulards rouges)”, który ma być formą wsparcia rządu. Interesująca będzie zwłaszcza frekwencja tego marszu.

REKLAMA