Sławomir Mentzen tłumaczy o co chodzi w taśmach Kaczyńskiego. „To jest gigantyczna sprawa”

Sławomir Mentzen oraz Jarosław Kaczyński. / foto: Prt Sc wRealu24/TVP Info
REKLAMA

Po paru dniach przycichło nieco zainteresowanie „taśmami Kaczyńskiego”, które opublikowane przez „Gazetę Wyborczą” miały być ostatecznym uderzeniem w PiS. Ostatecznie ani nie zmiotły one PiS z powierzchni, ani też nie były kompletnym kapiszonem, jak chcieliby tego politycy PiS.

Kilka dni temu „Gazeta Wyborcza” opublikowała „taśmy Kaczyńskiego”, które miały uderzyć w PiS. Ostatecznie hucznie zapowiadana afera była zdaje się większa dzień przed opublikowaniem, niż w dniu jego wypuszczenia. Nie dlatego, że żadnej afery nie było, ale dlatego że GW przedstawiła ją tak, że nie zaszkodziła ona PiS-owi.

REKLAMA

Zdaniem wiceprezesa KORWiN, Sławomira Mentzena sprawa jest jednak znacznie poważniejsza niż się powszechnie uważa. – Niezależnie od tego ile razy politycy PiS i ich medialne otoczenie będzie twierdziło, że nagranie Kaczyńskiego jest kapiszonem, a wątek dziurawych spodni jest tam najciekawszy, opublikowane nagranie jest chyba nawet mocniejsze od nagrań w Sowie – pisze Mentzen.

Poniżej wpis wiceprezesa partii KORWiN Sławomira Mentzena:

Tak jak pisałem ostatnio, środowisko Kaczyńskiego uwłaszczyło się na majątku należącym do Ekspresu Wieczornego na początku lat 90. Dzięki temu jest w posiadaniu cennych nieruchomości w centrum Warszawy. Majątek ten został wniesiony do Fundacji Instytut im. L. Kaczyńskiego. Fundacja sama nie może prowadzić działalności gospodarczej, dlatego prowadzi działalność za pośrednictwem należącej do siebie spółki Srebrna, do której oprócz nieruchomości, za pośrednictwem kolejnych spółek należą też: „Gazeta Polska Codziennie”, „Gazeta Polska”, „Moje Państwo” i Niezależna.pl.

Zarówno Instytut jak i Srebrna obsadzone są przez najbliższych współpracowników Kaczyńskiego. Są tam Adam Lipiński, żona Krzysztofa Czabańskiego, Krzysztof Czabański, kierowca i sekretarka Kaczyńskiego. Sam Jarosław Kaczyński zasiada w radzie Instytutu. Nie może więc podejmować decyzji w imieniu spółki Srebrna. Nie może nawet podejmować decyzji w imieniu jej właściciela – Instytutu. I tu przechodzimy do nagrań.

Austriacki biznesmen, będący mężem córki kuzyna Kaczyńskiego, otrzymuje pełnomocnictwo od Srebrnej do rozpoczęcie prac przygotowawczych do budowy wieżowców na działce należącej do Srebrnej. Trzeba znaleźć finansowanie, architekta, prawników, wykonawcę budowy. Austriak konsekwentnie dopina kolejne elementy. Inwestycje ma finansować kontrolowany przez państwo bank Pekao SA. Prezes banku Michał Krupiński kilkukrotnie spotyka się w tej sprawie z Kaczyńskim i Austriakiem. Na marginesie, ciekawe jak często prezes Pekao uczestniczy w takich spotkaniach z potencjalnymi kredytobiorcami….

Jedna rzecz stale blokuje inwestycje. Władze Warszawy nie wydają warunków zabudowy, bez których nie da się postawić wieżowca. Kaczyński dochodzi do wniosku, że PiS musi wygrać wybory w Warszawie, żeby móc wybudować wieżowce. Dlatego zawiesza prace nad przygotowaniem budowy. Problem w tym, że Austriak swoją część zadania wykonał, poniósł znaczne koszty i zaczął domagać się swojego wynagrodzenia. Niestety nie miał pisemnej umowy ze Srebrną.

Kaczyński na nagraniu do wszystkiego się przyznaje, ale stwierdza, że brak umowy jest dużym problemem formalnym. Proponuje aby Austriak poszedł do sądu, wtedy Srebrna zawrze z nim ugodę i pieniądze wypłaci. Metoda na ugodę jest dobrze znana i często stosowana. Czy możliwe więc, że Kaczyński rzeczywiście chciał Austriakowi zapłacić? Nie. Gdyby chciał zapłacić, to by mu zapłacił, a o sprawie nie dowiedziałaby się Wyborcza.

Prawnie wygląda to dla Jarosława Kaczyńskiego fatalnie. Zawarł w imieniu Srebrnej umowę ustną z Austriakiem, do czego nie miał prawa. Zgodnie z przepisami spółka Srebrna w żaden sposób nie odpowiada za zobowiązania zaciągnięte przez osoby nie mające prawa jej reprezentować. Oznacza to, że Jarosław Kaczyński jest osobiście winien austriackiemu biznesmenowi sporo pieniędzy.

Są tu tylko dwie możliwości. Albo Kaczyński oszukał Austriaka, ponieważ nie miał prawa do reprezentowania Srebrnej albo zarząd Srebrnej i Instytutu były dla Kaczyńskiego tylko słupami i uważał, że ma prawo jednoosobowo zarządzać całym tym majątkiem. W pierwszym wypadku Kaczyński jest oszustem, w drugim ukrywa fakt prowadzenia przez siebie działalności gospodarczej na szeroką skalę. Tertium non datur.

Dziwicie się, że upadają firmy budowlane, które realizowały zlecenia w trakcie państwowych inwestycji, nie otrzymały wynagrodzenia, ale musiały zapłacić VAT i dochodowy, musiały pokryć swoje inne koszty? Jeżeli sam Naczelnik nie płaci kontrahentom, i to nie byle jakim, bo kontrahentom należącym do jego dalszej rodziny, to jak można się dziwić, że przykład nie idzie w dół? Takie mamy państwo. Jeżeli Kaczyński potrafi złamać pisemną umowę koalicyjną i wyrolować swoich politycznych partnerów, to potrafi też nie zapłacić partnerom biznesowym.

Gdy PiS nacjonalizował Pekao, mówiłem, że sytuacja w której politycy kontrolują banki jest bardzo niebezpieczna. Może prowadzić do wykorzystywania banku do finansowania przedsiębiorstw zaprzyjaźnionych z władzą i odmawiania kredytów tym mniej zaprzyjaźnionym. Minęły 2 lata i okazuje się, że Pekao finansuje próbę przejęcia Radia ZET przez braci Karnowskich oraz miał sfinansować budowę wieżowca przez Kaczyńskiego. To już wiecie po co PiS był ten bank? Wiecie do czego politykom są spółki Skarbu Państwa?

Według opozycji ten jeden wieżowiec zmieniłby układ sił w polskiej polityce. Te kilkadziesiąt milionów złotych dochodu rocznie sprawiłoby, że PiS uzyskałby olbrzymią przewagę nad konkurencją polityczną. Kilkadziesiąt milionów złotych. To dużo czy mało? Hajdarowicz kupił „Rzeczpospolitą” za 135 mln zł. Radio Zet ma kosztować około 250 mln zł. Mając kilkadziesiąt milionów złotych rocznie można w kilka lat uzyskać olbrzymi wpływ na rynek medialny w Polsce. Można trafiać swoją propagandą do większości Polaków i manipulować nimi na niespotykaną dotąd skalę. Można powtórzyć to, co Orban zrobił na Węgrzech.

REKLAMA