Chciało się w dewizie Republiki umieścić ideę ”egalité”, to ma się teraz tego gorzkie skutki. Pozłacane buciki firmy Louis Vuitton, które założyła Brigitte Macron w Egipcie, na tyle wkurzyły Francuzów, że Eliseé poczuł się zmuszony wydać w tej sprawie komunikat. Pozłacane tenisówki mają pochodzić z produkcji… seryjnej.
Nie wiadomo, czy to oświadczenie uspokoiło Francuzów, ale całą sprawa wzburzyła mocno społeczeństwo wychowane w idei „równości”, zwłaszcza podczas gorączek sobotnich protestów. Uwagę na sportowe obuwie ze złotymi dekoracjami, które założyła podczas wizyty w Egipcie Pierwsza Dama, zwrócił brytyjski tabloid „Daily Mail”. Później posypały się już komentarze na forach francuskich, zwłaszcza w dyskusjach „żółtych kamizelek”.
Tego typu trampki Louisa Vuittona kosztują od 450 do 980 euro. Pokazywanie się w obuwiu, którego cena jest „równowartością płacy kasjerki, czy emerytki”, uznawano w najlepszym przypadku za nieprzyzwoitość. „Dla Madame Macron, podobnie jak dla jej męża, nic nie jest zbyt dobre i zbyt drogie, kiedy wydają nasze podatki” – donosił jeden z wielu wpisów.
Cette publication sur les baskets Louis Vuitton à 750 euros de Brigitte Macron circule partout sur les groupes de gilets jaunes depuis ce matin. Une information reprise d'un article du Daily Mail. https://t.co/h8130aZV5f pic.twitter.com/2Tq91bcUhZ
— Vincent Glad (@vincentglad) February 1, 2019
W końcu oficjalny komunikat uciął niektóre spekulacje o specjalnym zamówieniu takich butów dla Pierwszej Damy i wyjaśnił, że pochodzą one z produkcji seryjnej. Dodano także, że Brigitte Macron nie korzysta z „żadnych pieniędzy na reprezentację”.
Rzeczywiście pani Macron jest dość bogata z domu, ale podekscytowany „lud” nie w takie plotki uwierzy, by przypomnieć Marię Antoninę, która w popularnej, ale fałszywej wersji miała w czasach, kiedy brakowało chleba, doradzać jedzenie ciastek. I wiadomo, gdzie tego typu plotki ją doprowadziły.