Poznańska policja postanowiła zorganizować akcję kontroli trzeźwości. Została jednak przeprowadzona w taki sposób, że powstał ogromny korek. Jeden z mieszkańców Poznania przez to spóźnił się na pogrzeb własnej siostry, mimo wyjazdu dużo wcześniej.
– Za nic nie chciałem się spóźnić, dałem sobie trochę więcej czasu. Wyjechałem o godz. 7.45. Na cmentarz dojechałem o 9.55. W tym momencie było już po pogrzebie. Ludzie się rozchodzili. Nie zdążyłem po raz ostatni pożegnać się z siostrą – mówi „Głosowi Wielkopolski” pan Wojciech.
– Nie mogę się pozbierać. To we mnie pozostanie do końca życia. Ale stojąc w tym korku czułem bezsilność graniczącą z wariacją – dodaje.
– Zawsze powtarzałem, że na pogrzeb nie można się spóźnić. Imieniny, urodziny, nawet ślub – to wszystko da się nadrobić. A pogrzeb jest czymś ostatecznym. Podejrzewam, że nie tylko mnie, ale wielu innym osobom wyrządzono w poniedziałek ogromną krzywdę – wyznaje.
– Nikt nie przyznał się do błędu, policja podkreśla, że wszystko było w zgodzie z przepisami. Tak jak być powinno. Ja tak nie uważam. Zrozumiałbym 30-minutowe utrudnienia. Ale moja podróż trwała ponad dwie godziny – podkreśla pan Wojciech.
Powodem zamieszania była akcja kontroli trzeźwości przez policję. przy ul. Niestachowskiej. Według czytelników lokalnego medium, spóźnienia z tego powodu wynosiły ponad dwie godziny.
Wiele osób rozważało skierowanie sprawy do sądu, lecz szanse wygranej są niewielkie. – W takim przypadku sąd najprawdopodobniej uzna, że interes publiczny jest istotniejszy od interesu prywatnego. Akcja policji w zamierzeniu służyła poprawie bezpieczeństwa a funkcjonariusze działali w ramach swoich kompetencji. To będzie miało górę nad interesem prywatnym – ocenia mecenas Radosław Howaniec.
– Podstawą dochodzenia ewentualnego roszczenia musiałyby być bezprawne działania policji. A w tym przypadku takich nie było – mówi mecenas Jakub Antkowiak.
Źródło: gloswielkopolski.pl