Pół roku po tym gdy odeszła jego ukochana żona, Kamil Sipowicz opowiada o dramatycznych przeżyciach związanych z chorobą i śmiercią Kory. Twierdzi, że mimo tego, że odeszła z tego świata, Kora nadal ingeruje w jego życie.
Sipowicz zdecydował się na udzielenie wywiadu dla Newsweeka. Wspomina, że mimo iż miał doświadczenia z życia z osobą umierającą na raka,swoją matką, to co przeszedł z Korą to był prawdziwy dramat.
– Destrukcyjną moc tej choroby poznałem dopiero z Korą – opowiada – Przerzut na mózg to jest koszmar, którego nie zrozumie nikt, kto nie miał z tym do czynienia – dodaje.
– Dom trzeba było wyłożyć podściółkami, bo zaczęła się przewracać, spadać ze schodów – wspomina. – Potem przestała chodzić. W końcu mówić. Potem była już nieprzytomna – mówi.
Sipowicz ujawnił, że nagrał dwa wywiady z Korą ale jest zbyt wcześnie na ich ujawnienie. Sam do tej pory ich nie przesłuchał. Powiedział także, że prochy Kory zostały rozsypane w różnych miejscach na świecie: Nowym Jorku, na Roztoczu, w Warszawie, na Warmii i w Atlantyku.
– Gdy wszedłem potem do jeziora, do którego wsypaliśmy prochy, miałem wrażenie, że Kora mnie otula – wyznał.
To nie pierwsze tego typu twierdzenie Sipowicza. Na antenie RMF FM mąż zmarłej piosenkarki wyznał, że „jest życie po śmierci” i przekonany jest o tym „już w tej chwili”. Dodał również, że odczuwa „personalny kontakt” z „energią i osobą” swojej zmarłej małżonki.
– Nie wiem, czy Bóg jest, czy Go nie ma, ale wiem że to nie koniec zabawy – mówi w wywiadzie.
Na pytanie dziennikarki – Czy po śmierci Kory myślał o samobójstwie? , stwierdził krótko: – Każdego dnia.
– Stany euforii okupuję potwornymi dołami. Na granicy samobójstwa, ale wiem, że ona tego nie chce.
Źródło: Newsweek