Znowu przykład, że wystarczy nie kraść. Kazimierz Kujda, wieloletni bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego przez lata zarabiał grubo ponad 20 tys. zł miesięcznie na państwowych posadach. Był lepiej nagradzany niż prezydent.
O Kazimierzu Kujdzie zrobiło się głośno, gdy na jaw wyszła jego współpraca z SB. Został odwołany ze stanowiska prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Jednak nie ma co płakać, bo odprawa, którą dostanie będzie ogromna. Podobnie zresztą, jak jego wcześniejsza pensja, na którą wszyscy się zrzucaliśmy.
– Zielonego pojęcia nie miałem o sprawie. Nie ukrywam, że ta informacja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba – powiedział wczoraj prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Teczka Kujdy, który miał pseudonim Ryszard, znajdowała się w zbiorze zastrzeżonym IPN. – Nie usprawiedliwiam w żadnym wypadku jego współpracy. Ale prawdopodobnie był agentem pięciorzędnym, przy czym tak naprawdę współpraca trwała kilkanaście miesięcy – bronił Kujdy Kaczyński. Jak widać, są „źli” i „dobrzy” współpracownicy dla prezesa partii PiS deklarującej jak tylko się da swój rzekomy antykomunizm.
Kazimierz Kujda współpracował z Kaczyńskim przez 25 lat. Był m.in. prezesem spółki Srebrna. Pożyczał też Kaczyńskiemu pieniądze.
Pełniąc funkcję prezesa MFOŚiGW żył naprawdę na bogato. Zarabiał z naszych podatków aż 26,4 tys. zł miesięcznie. Dla przypomnienia, pensja prezydenta III RP to 20 tys. zł brutto.
Jednak Kujda zarabiał nie tylko pensję. „Super Express” przypomina, że tylko w 2017 roku otrzymał premię w wysokości 77 tys. zł. Poza tym dostanie 80 tys. zł odprawy. – Prezesowi NFOŚiGW przysługuje prawo do trzymiesięcznego wynagrodzenia – informuje ministerstwo środowiska.
A teraz powtarzamy za reżimowymi pracownikami medialnymi: Wystarczy nie kraść, wystarczy nie kraść…
Źródło: se.pl/nczas.com