Japonia się „europeizuje”. Do czego LGTB-istom posłużyły „walentynki”?

Wyrzuć gender do kosza/fot. ilustracyjne/fot. zatrzymajgender.pl
Wyrzuć gender do kosza/fot. ilustracyjne/fot. zatrzymajgender.pl
REKLAMA

Data 14 lutego, czyli tzw. „walentynki”, posłużyła środowisku LGTB w Japonii do złożenia pozwów w sądach o rzekomą „dyskryminację” jednopłciowych par, które chcą sobie zawrzeć śluby.

Takie wnioski do sądów złożyło 13 par, osiem męskich i pięć kobiecych. Wcześniej próbowali zawrzeć „śluby” w ratuszu, ale otrzymali odmowę. Teraz twierdzą, że są dyskryminowane, żądają odszkodowań i chcą zmusić rząd do uznawania jednopłciowych „małżeństw”.

REKLAMA

Zaporą przed takim wynaturzeniem jest zapis japońskiej konstytucji z 1947 r. Jej art. 24 mówi, że „małżeństwo można zawrzeć jedynie na podstawie zgody dwóch płci”. Dla obrońców tradycji oznacza to, że ani Konstytucja, ani kodeks cywilny nie przewidują innego stanu rzeczy.

Środowiska LGTB mają opinie swoich prawników, którzy twierdzą, że da się to obejść, bo art. 24 wprost nie zabrania homozwiązku. Ich zdaniem chodziło o to, że chciał tylko upewnienia się, co do zgody małżonków, aby zapobiec zmuszaniu kobiet do niechcianych małżeństwom. W rzeczywistości chyba jednak dla ustawodawcy po wojnie był to prostu… odległy kosmos.

Presja środowisk LGTB w Japonii stale rośnie i niestety jest to skutek okcydentalizacji tamtej kultury. Podobne jak w Europie, czy w USA są też metody lobbingowe. Od 2015 r. w dzielnicy Shibuya w Tokio, a następnie w kilku innych miejscach wydaje się na razie symboliczne „certyfikaty małżeństwa” dla par tej samej płci, co ma jednak ułatwić niektóre procedury administracyjne, chociaż bez prawa do dziedziczenia, czy współ-władzy rodzicielskiej. Zapewne jednak „na razie” tylko tyle…

REKLAMA