Komedia na lewicy. Ogłosili sojusz i już się żrą o „jedynki”. Czy Koalicja Europejska przetrwa chociaż do wyborów do PE?

Leszek Miller, Grzegorz Schetyna i Katarzyna Lubnauer/fot. PAP/Leszek Szymański/Jakub Kamiński/Paweł Supernak (kolaż)
Leszek Miller, Grzegorz Schetyna i Katarzyna Lubnauer/fot. PAP/Leszek Szymański/Jakub Kamiński/Paweł Supernak (kolaż)
REKLAMA

Wiadomo, że każdy chce dla siebie najlepszy kawałek wyborczego tortu, jednak próby te w Koalicji Europejskiej zdają się być wyjątkowo gorące. Jak mówi jeden z polityków koalicji, „czasami wydaje się, że ta koalicja runie jak domek z kart”.

Koalicja Europejska złożona z PO, SLD, Nowoczesnej, PSL i Teraz! zamierza walczyć z PiS w wyborach do unioparlamentu. Zanim jednak do tego dojdzie, trwają starcia wewnątrz koalicji o „jedynki” na listach wyborczych. Do mediów przenikają opisy wskazujące, że starcia są zażarte.

REKLAMA

Najgoręcej jest o największe miasta. Politycy walczą o Warszawę, Łódź, Lublin oraz miasta województwa zachodniopomorskiego.

W stolicy o „jedynkę” walczyli były prezydent Bronisław Komorowski, była premier Ewa Kopacz oraz Włodzimierz Cimoszewicz. – Schetyna nie mógł już znieść tych walk i Ewkę Kopacz przerzucił na jedynkę do Poznania, Cimoszewicza zrobi jedynką w stolicy, a Komorowski w ogóle się wycofał – mówi „Super Expressowi” ważny polityk PO proszący o anonimowość.

To wywołało konflikt z innym politykiem SLD, Leszkiem Millerem, który siebie widział jako „jedynkę” w Poznaniu. – Będzie musiał zadowolić się dwójką – dodaje polityk PO.

W Łodzi startować z pierwszego miejsca miała była unioposłanka PO Joanna Skrzydlewska. Obecnie na to miejsce poluje też Katarzyna Lubnauer oraz Marek Belka.

Zachodniopomorskie zaś to pole bitwy między Bartoszem Arłukowiczem z PO a Bogusławem Liberadzkim z SLD. – Deklaruję chęć startu z Zachodniopomorskiego, jesteśmy przed posiedzeniem Rady Krajowej w sprawie list – powiedział SE Arłukowicz.

To PO ma największy wpływ na listy, więc to Schetyna będzie rozdawał karty i dyrygował swoimi koalicjantami – ocenia prof. Kazimierz Kik, politolog.

Źródło: se.pl

REKLAMA