
Statystyczne dane o wzroście akt antysemityzmu o 74% i kilka tego typu czynów wywołało we Francji prawdziwą histerię „walki z antysemityzmem”. W tym samym czasie profanowane są masowo kościoły katolickie. Milczy państwo, milczą media, a nawet biskupi…
Przeciw antysemityzmowi manifestowały wszystkie partie polityczne, łącznie ze Zjednoczeniem Narodowym Marine Le Pen, prezydent i MSW zapowiedzieli zmiany prawa, organizowano wiece. Profanacje francuskich kościołów to tylko co najwyżej… wandalizm.
Tymczasem dane są tu znacznie bardziej przerażające, a liczba aktów tego rodzaju większa, niż w przypadku antysemityzmu. Opierając się na danych MSW, można stwierdzić że w 2018 roku sprofanowano 872 kościoły, a w przypadku wszystkich miejsc sakralnych (np. także cmentarze) było takich czynów 978. Niemal dwa razy więcej, niż w przypadku antysemityzmu, do którego zaliczono także np. „słowne napaści” na Żydów.
Ta różnica w traktowaniu dwóch religii może niemal szokować. Niestety, nawet sam Kościół we Francji woli minimalizować swoje cierpienie, chociaż niemal zawsze zabiera głosi i „solidaryzuje” się w przypadku antysemityzmu. Powoduje to zamieszanie wśród wiernych, którzy mają prawo uważać się za obywateli drugiej kategorii.
Mniej dziwi obojętność większości mediów. Te głównego nurtu są mocno zideologizowane, a nawet jeśli nie są lewicowe, to sympatyzują z antykatolicką wersją republikańskiego laicyzmu.
Na lepszą ochronę mogą liczyć meczety. W ich przypadku broni ich fanatyzm wyznawców, ale i instytucje państwa, które za wszelką cenę chce uniknąć dalszej radykalizacji muzułmanów i wykluczyć z przestrzeni publicznej atmosferę „wojen religijnych”. Nie wykluczone, że ta sama motywacja przyświeca i obojętności państwa wobec profanacji kościołów, chociaż w tym przypadku zamiast działań, wystarcza zmowa milczenia. Francuscy katolicy okazują się w swoim własnym kraju grupą, której państwo po prostu nie chroni.
Źródło: https://www.valeursactuelles.com/historique/jean-marc-albert