Kupił w Biedronce młynek-szmelc i go zareklamował. To, co się stało później, przeszło jego najśmielsze wyobrażenia

REKLAMA

Klient popularnej sieci sklepów Biedronka relacjonował na wykopie bezskuteczność składanych tam reklamacji. Mężczyzna był wyraźnie oburzony zarówno jakością sprzętu, jak i tym, w jaki sposób potraktowano go, gdy postanowił zareklamować nabyty „złom”.

„Biedronka sprzedała mi złom, nie uznaje moich żądań reklamacyjnych, zamiast tego udaje, że go naprawia i zbywa mnie jakimiś kopiowanymi formułkami o tym, że klienci są dla niej ważni, robi ze mnie debila na każdym z kanałów komunikacyjnych, a pani w sklepie przede mną ucieka” – pisał zrozpaczony klient.

REKLAMA

Kupujący postanowił skorzystać z „fantastycznej okazji” i zaopatrzył się w żarowy młynek do kawy za blisko 100 zł. Tego wyboru jednak nie może zaliczyć do najszczęśliwszych. „13.11.2018 roku znów popełniłem błąd zakupów w Biedronce” – skwitował.

Gdy klient wrócił do domu i wypróbował urządzenie, był bardzo rozczarowany.

„Młynek nie potrafi nawet zmielić kawy, bo na ustawieniu „najdrobniejszego mielenia” ponad 50% kawy wychodzi w postaci, którą określiłbym chyba słowem „drzazgi”, a do tego pył kawowy rozsypuje się na boki (gdy już przeanalizujemy budowę młynka pod kątem rozsypywania kawy mamy wrażenie, że został wręcz zaprojektowany do rozsypywania kawy, ponieważ połączenie pomiędzy korpusem młynka a zbiornikiem na kawę… no właśnie. Takiego połączenia nie ma. Zbiornik na kawę z otworkiem od góry wsuwany jest pod korpus z otworem wylotowym od dołu, brak jest jakichkolwiek elementów scalających/uszczelniających wylot z wlotem, a pomiędzy zsuwanymi powierzchniami zostaje około milimetr prześwitu!)” – żalił się.

Następnego dnia złożył reklamację. To miało zakończyć tę niefortunną przygodę. Stało się jednak inaczej i dopiero od tego momentu rozpoczęła się prawdziwa męczarnia.

Po dwóch tygodniach klient otrzymał informację, że młynek jest naprawiony i gotowy do odbioru. Jednak zupełnie nic się nie zmieniło w wadliwym działaniu urządzenia. Tym razem kupujący postanowił zareklamować sprzęt nie z tytułu gwarancji, tylko zgłosić żądanie reklamacyjne. „Zareklamowałem jeszcze kwestię siekania kawy zamiast mielenia i poprosiłem o zwrot gotówki” – relacjonował.

Klient przez miesiąc nie dostał żadnej odpowiedzi, więc postanowił zapytać u źródła, co z jego reklamacją. Pracownica Biedronki sprawdziła i… oddała młynek, jako „naprawiony towar do zwrotu”.

„Korzystając z mojego zdziwienia włożyła mi pudełko do rąk i zaczęła się oddalać. Szedłem za nią i pytałem, co z ich brakiem odpowiedzi w terminie na moje żądanie i gotówką, której zwrotu się domagałem. Cały czas oddalając się i będąc plecami do mnie odpowiedziała, że „to nie jej sprawa, proszę dzwonić do BOKu”. Powinienem chyba dostać jakieś potwierdzenie odbioru do podpisania, którego bym nie podpisał, ale nie dostałem niczego, widocznie pani nie miała czasu!” – opisywał zdarzenie na wykopie.

Kolejna naprawa przyniosła nawet jakieś plusy, jednak całkowicie pozbawiła urządzenie podstawowej funkcji. „Po drugiej naprawie młynek przestał rozsypywać kawę na boki. Bo w ogóle przestał mielić” – czytamy dalej.

Zniecierpliwiony klient postanowił napisać w tej sprawie do Biedronki via Facebook. Przedstawił historię reklamacji i zapytał, co może zrobić w tej sytuacji. Po dwóch dniach weryfikacji sklep odpowiedział, że… naprawiony sprzęt czeka na odbiór.

Kupujący uderzył więc do Biura Obsługi Klienta, które po ośmiu dniach od telefonicznej rozmowy i przesłaniu skanów wszystkich dokumentów odpowiedziało schematyczną formułką o tym, że „nasz klient, nasz pan” i o procedurach reklamacyjnych Biedronki, bez poruszania tematu tej konkretnej sprawy.

Klient odpowiedział na tę wiadomość. Reakcja BOK zwala z nóg: wysłali kolejną formułkę, podkreślając że nabywca ma prawo złożyć reklamację w każdym sklepie.

Źródło: wykop.pl

REKLAMA