Tragiczny finał poszukiwań Grażyny Kuliszewskiej. Mąż rozpoznał ciało tylko dzięki tatuażowi i biżuterii

Zaginiona Grażyna Kuliszewska. / foto: Facebook
Zaginiona Grażyna Kuliszewska. / foto: Facebook
REKLAMA

Ostatni raz widziano ją 3 stycznia. Następnego dnia miała udać się do Londynu. Na lotnisko jednak nigdy nie dotarła. Tajemnicze zaginięcie Grażyny Kuliszewskiej zakończyło się tragicznie.

Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie prok. Mieczysław Sienicki potwierdził, że wyłowione w ubiegły czwartek z rzeki Uszwica w Bielczy zwłoki kobiety należą do Grażyny Kuliszewskiej. Rodzina zidentyfikowała dziś ciało zaginionej 34-latki.

REKLAMA

Biegli nie wydali jeszcze opinii co do przyczyn zgonu, musimy poczekać na badania laboratoryjne, dopiero po zapoznaniu się z nimi, biegli wydadzą opinię – mówił prok. Mieczysław Sienicki, pytany o przyczyny śmierci kobiety.

8 lutego dziennikarze śledczy Dawid Serafin (Onet) i Sylwia Nowosińska (Fakt24) w swoim reportażu zwracali uwagę na niewyjaśnione okoliczności zaginięcia kobiety.

Grażyna Kuliszewska na co dzień pracowała w Wielkiej Brytanii. 3 stycznia przyleciała z Londynu do Polski, a następnego dnia miała z powrotem wylecieć do Londynu. Ostatni ślad po 34-latce to rozmowa telefoniczna z siostrą, której mówiła, że przenocuje z synem u ojca. Do ojca jednak nie dotarła. 4 stycznia nie pojawiła się również na lotnisku do Londynu.

Kuliszewska miała przepisać na swojego męża Czesława dom w Polsce, w zamian za 15 tys. funtów. Podczas styczniowego pobytu w Polsce małżeństwo miało odwiedzić notariusza, aby podpisać umowę o prawie męża do nieruchomości. Do podpisania dokumentu jednak nie doszło, ponieważ – według relacji męża – brakowało stosownych dokumentów. Portale podają również, że pieniądze, które Czesław miał przekazać żonie, zniknęły.

Mąż Grażyny opisywał też dziennikarzom, że 3 stycznia wieczorem żona była zdenerwowana. W pewnym momencie usłyszał krzyki, płacz jej i ich pięcioletniego syna. Poszli spać, syna ułożyli między sobą, dziecko zasnęło i przestało płakać. Kiedy mężczyzna wstał rano, żony już nie było. Miała zostawić mu wiadomość, że zobaczą się w Londynie. Pojechał do Londynu, ale kobiety tam nie było. Zawiadomił o tym bliskich i policję.

Dwa tygodnie po zaginięciu Sardar, Kurd mieszkający w Wielkiej Brytanii, miał zamieścić na Facebooku ogłoszenie o zaginięciu Grażyny, a za informacje o kobiecie oferował 100 tys. zł. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że Grażyna i Kurd mieli romans. Sardar twierdzi, że widział dokumenty rozwodowe przygotowane przez kobietę, która jednak nie chciała powiedzieć mężowi o swoich planach w obawie przed jego reakcją.

Dziennikarze dotarli do nagrania, na którym słychać kłótnię Grażyny i jej męża Czesława. Na nagraniu z 21 listopada widać też ich pięcioletniego syna. Mężczyzna grozi kobiecie i przezywa ją, kłócą się o dom. Dziennikarze Onetu i Faktu24 ustalili także, że Polka bez zgody męża wzięła pożyczkę na dużą kwotę w jednym z brytyjskich banków.

Ciało Grażyny Kuliszewskiej rozpoznali jej siostra Mariola oraz mąż Czesław. Sekcja zwłok została przeprowadzona w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Czesław wraz z synem wrócili do Polski z Wielkiej Brytanii. Mariola przyjechała z Włoch.

Mogę tylko potwierdzić, że dzisiaj okazano zwłoki zabezpieczone w Uszwicy i rodzina pokrzywdzonej rozpoznała, że są to zwłoki Grażyny K. To jedyna rzecz jaką mogę dziś powiedzieć – mówił prokurator Mieczysław Sienicki z Prokuratury Okręgowej w Tarnowie w rozmowie z Fakt24.

Prokuratura nie komentuje okoliczności śmierci 34-latki, ani tego czy kobieta była w ciąży. Śledczy nie odnieśli się także do pytania, czy zwłoki kobiety w momencie wyłowienia były skrępowane taśmą.

Wiadomo tylko, że odnalezione ciało było w stanie daleko posuniętego rozkładu. Identyfikacja była możliwa jedynie dzięki tatuażowi i biżuterii.

Źródła: PAP/fakt.pl/nczas.com

REKLAMA