
Wiceprezydent Mike Pence jest zwolennikiem ochrony życia od poczęcia. Jego poglądy podziela rodzina. Córka wiceprezydenta Charlotte Pence pisze na łamach „Washington Times” o pokoleniu „millenialsów” (osób urodzonych w okolicach roku 2000) i krytykuje aborcję.
„Jeżeli nasze pokolenie jest zainteresowane losem pozbawionych praw obywatelskich, zmarginalizowanych, wykluczonych czy ciemiężonych, to nienarodzone dzieci pasują do tych kategorii jak żadne inne” – twierdzi CharlottePence w artykule „Oppression in its barest form” (Prześladowanie w najczystszej postaci).
Dalej zauważa, że „aborcja jest pozbawieniem prawa do życia ludzkiej istoty – ale powinna być także uznana za przykład prześladowania w najczystszej postaci. Poddaje najsłabszą część społeczeństwa ostracyzmowi i nakłada na mniejszość niezwykle ciężkie brzemię”.
W swoim artykule przywołuje też statystyki mówiące, że zabijanie nienarodzonych dzieci najbardziej dotyka czarnoskóre i latynoskie mieszkanki USA. Tymczasem lewica, która gardłuje o afirmacji wykluczonych, swoimi działaniami przyczynia się właśnie do dyskryminacji najuboższych. Kolejny element obłudy tego środowiska.
Charlotte Pence wykazuje hipokryzję współczesnych „wojowników o sprawiedliwość społeczną”. Zauważa, że z jednej strony walczą oni o to by „kobieta wyszła z kuchni”, a z drugiej narzucają im modele wejścia w dorosłe życie oparte na nauce, czy karierze. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie jednoczesne antynatalistyczne nastawienie, przedstawianie dziecka jako problemu w karierze, a aborcji jako swoistego „lekarstwa”.
Źródło: Pch24.pl