Wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz wypłakuje się, że śledzą go obce służby. Wg nas szkoda ich czasu na Andruszkiewicza, a łażą za nim zwykli paparazzi z brukowców i sprawdzają czy się nie upił, albo nie wylądował w klubie dla homoseksualistów.
Poseł Andruszkiewicz jest bardzo wrażliwy i czujny. Ma też o sobie niezwykle wysokie mniemanie. Właśnie okrył, że ktoś go śledzi, bo jeżdżą za nim dwa nieoznakowane samochody – VW Bora i Skoda. Co zastanawiające oba auta są niebieskie.
Poseł podejrzewa, że to obce służby go śledzą. Powiadomił więc policję, a o tym, że powiadomił policję powiadomił całą ludność w Polsce swym dramatycznym wpisem na Twitterze.
Informuję, że od dłuższego czasu jestem regularnie śledzony. Dziś, po Warszawie poruszały się za mną co najmniej 2 prywatne, nieoznakowane samochody. Nie wiem kto to robi i w jakim celu. Sprawę będę wyjaśniał, gdyż godzi w poczucie mojego bezpieczeństwa – napisał czujny wiceminister Andruszkiewicza. Poniżej opublikował szczegóły dotyczące całej tej szpiegowskiej akcji.
I dalej pisał: Wokół naszego Ministerstwa mogą być aktywne obce służby.
Chcielibyśmy uspokoić wiceministra Andruszkiewicza. Wcale nie jest ważny i żadni zagraniczni szpiedzy za nim nie biegają. Ani Mossad, ani CIA, ani rosyjska SWR, ani nawet Straż Miejska Radomia.
Jeśli ktoś za nim biega to są to paparazzi z „Faktu”, Superekspresu”, czy innych brukowców. Polują bo liczą, że wiceminister się upije i będzie leżał gdzieś w rowie, albo publicznie się wypróżni, czy zwymiotuje. Ewentualnie pójdzie do kubu go-go, do agencji towarzyskiej, albo klubu dla homoseksualistów.
Być może chcą udokumentować jego aktywność i porównać z rozpisanymi przez wiceministra delegacjami. Rozpisując lipne wyjazdy i noclegi można nieźle do poselskiej i ministerialnej pensji dorobić.
