Putin uratował Assada, a teraz próbuje ratować Maduro! Rosja przerzuca żołnierzy do Wenezueli

Nicolas Maduro, Władimir Putin fot. PAP
Nicolas Maduro, Władimir Putin fot. PAP
REKLAMA

Rosjanie przerzucili żołnierzy do Wenezueli. Mają pomóc w utrzymaniu władzy przez Nicolasa Maduro. Zdecydowana reakcja Amerykanów.

Rosjanie przerzucili do Wenezueli 100 żołnierzy, na czele których stoi szef sztabu rosyjskich wojsk lądowych, generał Wasilij Tonkoszkurow.

REKLAMA

Dwa rosyjskie samoloty,pasażerski Ił-62M i transportowy An-124, wylądowały w weekend w Caracas. Oprócz żołnierzy Rosjanie dostarczyli 35 ton różnego rodzaju sprzętu i wyposażenia.

Rosjanie nie ujawnili powodów, dla których dokonali przerzutu ale można się domyślać, że zachęcił ich sukces podobnej operacji w Syrii i podobnie jak w przypadku prezydenta Baszara al Asada, będą chcieli wesprzeć Maduro, aby ten utrzymał się u władzy.

Podobieństw jest więcej, bo prawdopodobnie część żołnierzy przyleciała bezpośrednio z Syrii, gdzie przed lotem do Wenezueli udał się rosyjski Ił-62M.

Tak jak w przypadku Syrii także w Wenezueli pojawiło się już wcześniej około 400 rosyjskich najemników z Grupy Wagnera.

Utrzymanie władzy urzędującego prezydenta jest o tyle istotne, że Rosja zainwestowała w Wenezueli miliardy dolarów pomagając finansowo Maduro, np: kupując państwowe lub korporacyjne obligacje, pod zastaw różnego rodzaju aktywów, np: pól roponośnych czy kopalni złota, a także obietnice założenia rosyjskich baz wojskowych w Wenezueli, mimo iż byłyby one niezgodne z wenezuelską konstytucją.

Możliwość założenia takich baz jest dla Rosji ważna, bo znajdują się one stosunkowo blisko USA, co ma ogromne znaczenie strategiczne. Dodatkowo ułatwiłoby to operowanie rosyjskich bombowców strategicznych Tu-160 wykonujących patrole na Atlantyku, gdyż mogłyby one operować wahadłowo bez konieczności dokonywania operacji tankowania w locie.

W grudniu 2018 roku, po tym gdy dwa bombowce Tu-160 złożyły wizytę w Caracas, Rosjanie rozpoczęli rozmowy na temat bazy na karaibskiej wyspie Orchila należącej do Wenezueli. Zmieniłoby to układ sił w regionie zwłaszcza, że tego typu bombowce mogą przenosić broń jądrową, na przykład wyposażone w głowice nuklearne pociski manewrujące 3M-54 Kalibr.

Niewątpliwie ta groźba przyspieszyła akcję ze strony USA, które w styczniu uznały za prawowitego prezydenta Juana Guido. Stany Zjednoczone ogłosiły też szereg sankcji ekonomicznych i politycznych po to, by usunąć ze stanowiska Nicolasa Maduro. Prezydent Trump ogłosił, że rozważa wszystkie opcje z militarną włącznie.

Operacja militarna wydaje się w tym momencie mało prawdopodobna ponieważ najwięksi sojusznicy USA w regionie, czyli sąsiadująca z Wenezuelą, Kolumbia i Brazylia, dość nieoczekiwanie straciły „zapał” do udziału w niej. Paradoksalnie jest możliwe, że zwiększona obecność wojskowa Rosji może uczynić interwencję lub wybuch wojny domowej w Wenezueli bardziej prawdopodobną.

Patrząc na wydarzenia jakie miały miejsce od początku marca, możemy mówić o toczącej się już w tym kraju wojnie hybrydowej. Maduro oskarża USA o ataki na infrastrukturę krytyczną, głównie sieć energetyczną. Miały one miejsce na początku miesiąca i po tym gdy udało się przywrócić dostęp do energii elektrycznej wystąpiły ponownie wczoraj doprowadzając do kolejnych blackoutów.

Trudno mówić o przypadku, bo w tym samym okresie pojawiały się problemy z gazociągami i wodociągami, wybuchł też pożar w jednej z wenezuelskich rafinerii.

Przybycie rosyjskich żołnierzy może być sygnałem, że Maduro jest już u kresu wytrzymałości i będzie wykonywał ruchy wymagające bezpośredniego wsparcia Moskwy.

Wiadomość o przybyciu rosyjskich żołnierzy wywołała zdecydowaną reakcję Waszyngtonu. Amerykański Sekretarz stanu, Mike Pompeo, zapowiedział w poniedziałkowej rozmowie z Siergiejem Ławrowem, że USA i kraje regionu nie będą siedzieć bezczynnie patrząc na działania Kremla. Sytuacja jest o tyle napięta, że w ubiegłym tygodniu amerykański przedstawiciel d/s Wenezueli, Elliott Abrams, spotkał się wiceministrem Spraw Zagranicznych Rosji Siergiejem Riabkowem w Rzymie i rozmowy te nie przyniosły zmian w stanowiskach obu krajów.

REKLAMA