Niezły odlot w „Wysokich Obcasach”! Nauczycielom wysoka pensja należy się „z definicji”. „Dlaczego godzimy się na milionowe gaże piłkarzy”

Szkoła - zdjęcie ilustracyjne. / foto: PxHere
Szkoła - zdjęcie ilustracyjne. / foto: PxHere
REKLAMA

Trwają dyskusję wokół protestu nauczycieli. Swoje trzy grosze – niestety – postanowili dorzucić, niezbyt rozgarnięci dziennikarze. Do tych trzeba zaliczyć działaczkę Kongresu Kobiet Dorotę Warakomską, która opublikowała artykuł na łamach „Wysokich Obcasów”.

Bzdury, które wypisuje p. Warakomska fizycznie bolą. Dziennikarka dodatku do „Gazety Wyborczej” zastanawia się dlaczego „godzimy się na milionowe gaże piłkarzy, aktorów, piosenkarzy, a skąpimy kilkuset złotych tym, od których zależy jakość życia i decyzje przyszłych pokoleń?”.

REKLAMA

Dorota Warakomska na łamach „Wysokich Obcasów” wyjaśnia, że wspiera protest nauczycieli i powinni oni zarabiać godnie „z definicji”, ale po kolei. Na początek zupełnie słuszne spostrzeżenie: Edukacja publiczna, czyli niczyja, jak służba zdrowia. Niedofinansowana, niedoceniona.

Wnioski jednak już zupełnie kuriozalne. Normalnie powinno się zauważyć, że skoro to, co państwowe nie działa, a prywatne działa, to przypuszczalnie działa właśnie dlatego, że jest prywatne. Jednak zdaniem Warakomskiej rozwiązaniem problemu będą lepsze płace nauczycieli.

Co więcej, mają to być płace, które należą im się z definicji. – Jeżeli jakaś grupa zawodowa powinna być z definicji godziwie wynagradzana za swoją pracę, to nauczyciele – czytamy na łamach dodatku do Wyborczej. Dalej Warakomska pyta:

Dlaczego zatem – jako społeczeństwo – godzimy się na milionowe gaże piłkarzy, aktorów, piosenkarzy, a skąpimy kilkuset złotych tym, od których zależy jakość życia i decyzje przyszłych pokoleń?

Zamiast prywatyzacji rozwiązaniem jawi się jakieś…no właśnie nie do końca wiadomo co, być może centralne planowanie wynagrodzeń, komu się należy z definicji a komu nie. A może po prostu wyższe opodatkowanie tych, którzy zdaniem Warakomskiej na pieniądze nie zasługują tak bardzo, jak nauczyciele?

Tymczasem rozwiązaniem powinna być prywatyzacja szkolnictwa, a w warunkach obecnej Konstytucji bon edukacyjny

Scentralizowana struktura szkolnictwa sprawia, że zarządzający szkołą nie mają potrzeby uwzględniania wymagań rodziców oraz podnoszenia jakości kształcenia. Prawdziwą reformą – i możliwą nawet przy obecnej Konstytucji gwarantującej „darmowy” dostęp do oświaty – są bony edukacyjne.

Rozwiązanie takie polega na przekazaniu rodzicom określonej kwoty w formie bonu, którą mogą oni wykorzystać w wybranej przez siebie szkole – w tym w prywatnej. Dziś rodzice również mogą wybrać szkołę prywatną.

Jednak bez względu na to czy poślą dziecko do szkoły publicznej czy nie pieniądze na ten cel i tak są im zabierane w podatkach. To sprawia, że tylko bogatsi rodzice mogą sobie pozwolić na prywatną edukację, jest to rozwiązanie dyskryminujące.

Program bonów edukacyjnych – dostępny wszystkim rodzicom – stworzyłby ogromny zasób pieniędzy szukających dobrej oświaty. Pobudziłoby to znacznie konkurencję i innowacyjność, wywarłoby to presję na poprawę szkół publicznych, które przecież mogłyby istnieć w systemie bonów obok tych prywatnych.

Szkoły publiczne byłyby zmuszone znacząco polepszyć jakość i obniżyć koszty. W przeciwnym razie straciłyby wszystkich swoich klientów na rzecz alternatyw zapewnianych przez sektor prywatny, oferujących dzieciom nie tylko lepsze wykształcenie, ale też w korzystniejszej cenie.

Źródło: wp.pl/nczas.com

REKLAMA