Od września francuskie dzieci stracą dzieciństwo. Edukacja we Francji będzie obowiązkowa już dla trzylatków. Władze argumentują, że zmniejszy to nierówności społeczne. O sprawie donosi „Gazeta Wyborcza”.
Francuzi uznali, że wszelkie nierówności mają swoje źródło w tym, co rozgrywa się w życiu dziecka pomiędzy pierwszym a szóstym rokiem życia. „Wiele nierówności na tle społecznym i finansowym, wiele problemów związanych z integracją i dyskryminacją pojawia się właśnie w tym wieku. Osoba, która nie utrwaliła jeszcze podstaw języka, która w tym wieku nie zaczęła się socjalizować, później może odczuć tego konsekwencje” – czytamy na łamach „Wyborczej”.
W związku z tym Emmanuel Macron wraz z francuskim ministrem edukacji Jeanem-Michelem Blanquerem postanowili, że w ręce machiny systemu trafią dzieci w wieku trzech lat – obowiązkowo. Według ustawy obowiązkowe „kształcenie” będzie więc trwać od trzeciego do szesnastego roku życia. Może się odbywać także w domu.
Nowelizacja ustawy, obniżająca wiek obowiązkowej edukacji z sześciu do trzech lat została przegłosowana przez francuskie Zgromadzenie Narodowe w lutym głosami parlamentarzystów z prezydenckiego La République en marche. Republikanie byli przeciwni.
Na sali obrad odbyła się burzliwa dyskusja. Deputowany Republikanów Patrick Hetzel apelował do ministra edukacji o to, żeby dać rodzicom możliwość decydowania o losie ich dzieci.
– Pan twierdzi, że będziemy pierwszym krajem na świecie, który wprowadzi obowiązkowe kształcenie w wieku trzech lat, i że inne kraje pójdą za naszym przykładem. Ale w Estonii lub Finlandii, trzecim i piątym kraju w klasyfikacji PISA, obowiązek szkolny dotyczy dzieci w wieku siedmiu lat, co pokazuje, że wczesne nauczanie niekoniecznie jest gwarancją sukcesu edukacyjnego – mówił do Blanquera.
Nowe przepisy radykalnie zmienią życie około 26 tys. dzieci, ponieważ zdecydowana większość francuskich 3 – 5-latków już korzysta z przedszkoli. Teraz, pod groźbą kary, dołączą do nich pozostałe.
„Nauka precyzyjnego słownictwa i struktur językowych jest ważną dźwignią do zmniejszenia pierwszej nierówności, którą stwarza język. Po czterech latach dziecko wywodzące się z niekorzystnego środowiska społecznego słyszy 30 mln słów mniej od dziecka z uprzywilejowanego środowiska społecznego” – stwierdzono w raporcie przeprowadzonym na zlecenie rządu.
Dokument podkreśla również, że przedszkola są pierwszym miejscem socjalizacji – a zarazem nauki obywatelskiej – które „pozwala dziecku budować relację ze światem i swoje miejsce w społeczeństwie demokratycznym”. Ponadto władze łudzą się, że dzięki temu imigranci zaczną się łatwiej integrować – zarówno dzieci, jak i ich rodzice.
Źródło: wyborcza.pl