Jak rozwiązać strajk nauczycieli? Jest proste rozwiązanie! Zastosował je lata temu Ronald Reagan

Protestujący nauczyciele- zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP
Protestujący nauczyciele- zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP
REKLAMA

Postkomunistyczny Związek Nauczycielstwa Polskiego organizuje właśnie strajk nauczycieli, który – jeżeli nie dojdzie do porozumienia z rządem – miałby rozpocząć się 8 kwietnia. Tymczasem rząd stara się negocjować z ter…tzn. związkowcami.

Związkowcy na czele ze Stanisławem Broniarzem, który zdaniem Janusza Korwin-Mikkego „powinien siedzieć, w normalnym kraju byłby za kratkami”, domagają się podwyżki w wysokości 1000 złotych dla nauczycieli. Rząd, który zapędził się w rozdawnictwie socjalnym, na taką propozycję nie chciał przystać.

REKLAMA

Oczywiście problem ten można by było rozwiązać w bardzo prosty sposób, o czym mówił Jacek Wilk z partii KORWiN. – Jeśli nauczyciel zarabia 2500 zł na rękę, to tak naprawdę zarabia 4200 zł, ale resztę zabiera mu państwo. Najprostszy sposób na podwyżkę, to przestać kraść im te pieniądze.

Na taki pomysł z całą pewnością nie przystaną jednak związki zawodowe, których szefostwo chce pokazać, że coś dla pracowników „wywalczyło”. Cała Polska zatem zastanawia się jak rozwiązać strajk nauczycieli. A może tak sięgnąć do rozwiązania sprzed kilkudziesięciu lat.

Ronald Reagan za swojej prezydentury zmagał się ze strajkiem kontrolerów lotów. Prezydent USA w ciągu jednego dnia zwolnił ponad 11 tysięcy strajkujących kontrolerów i zastąpił ich tymczasowo wojskowymi. Ponadto rozwiązał związek zawodowy, a organizatorzy strajku stracili prawa wykonywania zawodu.

Nauczycieli trudno byłoby zastąpić pracownikami innych działów administracji, trzeba by zatem jak najszybciej sprywatyzować szkolnictwo i pozwolić nauczycielom – poza podżegaczami strajkowymi – wrócić do pracy w prywatnych placówkach.

Te mogły by się opierać na zasadzie bonu edukacyjnego. Scentralizowana struktura szkolnictwa sprawia, że zarządzający szkołą nie mają potrzeby uwzględniania wymagań rodziców oraz podnoszenia jakości kształcenia. Prawdziwą reformą – i możliwą nawet przy obecnej Konstytucji gwarantującej „darmowy” dostęp do oświaty – są bony edukacyjne.

Rozwiązanie takie polega na przekazaniu rodzicom określonej kwoty w formie bonu, którą mogą oni wykorzystać w wybranej przez siebie szkole – w tym w prywatnej. Dziś rodzice również mogą wybrać szkołę prywatną.

Jednak bez względu na to czy poślą dziecko do szkoły publicznej czy nie pieniądze na ten cel i tak są im zabierane w podatkach. To sprawia, że tylko bogatsi rodzice mogą sobie pozwolić na prywatną edukację, jest to rozwiązanie dyskryminujące.

Program bonów edukacyjnych – dostępny wszystkim rodzicom – stworzyłby ogromny zasób pieniędzy szukających dobrej oświaty. Pobudziłoby to znacznie konkurencję i innowacyjność, wywarłoby to presję na poprawę szkół publicznych, które przecież mogłyby istnieć w systemie bonów obok tych prywatnych.

Szkoły publiczne byłyby zmuszone znacząco polepszyć jakość i obniżyć koszty. W przeciwnym razie straciłyby wszystkich swoich klientów na rzecz alternatyw zapewnianych przez sektor prywatny, oferujących dzieciom nie tylko lepsze wykształcenie, ale też w korzystniejszej cenie.

REKLAMA