Tusk chciał, by Obama przemawiał na inauguracji nowego „Ruchu 4 czerwca”. Króla Europy nie stać jednak na taki „autorytet”

Donald Tusk i Barack Obama/fot. PAP/Jakub Kamiński
Donald Tusk i Barack Obama/fot. PAP/Jakub Kamiński
REKLAMA

Donald Tusk planuje własną inicjatywę „Ruchu 4 czerwca”, która miałaby spajać środowiska fatalnej opozycji przeciwko PiS. Planował ściągnąć nawet Baracka Obamę na przemówienie, ale okazuje się, że „króla Europy” nie stać na to, ponieważ były prezydent USA za przemówienie liczy sobie kilkaset tysięcy dolarów.

Nie będę udawał, że to nie moja wojna czy że to nie moje wybory, bo to są też moje wybory – powiedział Donald Tusk 20 lutego w „Faktach po Faktach”, odnosząc się do planowanego na jesień starcia o polski parlament. Dodał przy tym, że nie potrzeba w Polsce nowej partii.

REKLAMA

Jednak tuskowy Ruch 4 czerwca ma być organizmem ponadpartyjnym.

Nie mam żadnych wątpliwości, że do tych wyborów powinna pójść wielka obywatelska koalicja, która uruchomi energię nie tylko partii politycznych, ale także ludzi – dodał Tusk.

Tusk nie lubi się z obecnym liderem PO Grzegorzem Schetyną. Obecny lider uważa, że Tusk kierował partią zbyt indywidualnie, z kolei Tusk nie chce, by władza nad całą obecną opozycją znalazła się w rękach szefa Koalicji Obywatelskiej.

I właśnie w to brakujące miejsce układanki miałby wejść tzw. „Ruch 4 czerwca”, który docelowo zamierza wystawić listy społeczne do Senatu, odbijając go z rąk Zjednoczonej Prawicy – pisze Marcin Makowski na wp.pl.

Na przemowę inauguracyjną planowano ściągnąć Baracka Obamę, byłego prezydenta USA, który kojarzy się z walką o demokrację. Ale wiadomo już, że z planów nic nie wyszło.

Były prezydent USA, podobnie jak wielu znanych mówców, nie występuje na wiecach bez solidnej gaży, która wg. Bloomberga w przypadku Baracka Obamy wynosi około 400 tys. dolarów za przemówienie. Obama od czasu pożegnania się z Białym Domem zarobił w ten sposób miliony dolarów, pojawiając się na spotkaniach m.in. prywatnych funduszy kapitałowych i banków inwestycyjnych (Cantor Fitzgerald, Northern Trust, Carlyle Group) – czytamy na „Wirtualnej Polsce”.

Podobne rozmowy toczono z Hillary i Billem Clinton. Ich występ jednak też jest mało prawdopodobny. Tylko na publicznych wystąpieniach małżeństwo zarobiło w latach 2001-2015 ponad 150 mln USD i „również nie mają w zwyczaju udzielać politycznego wsparcia pro bono”.

Internauci dość żywo zareagowali na te doniesienia proponując kilka innych osób.

Źródła: wp.pl/twitter.com

REKLAMA