To już pełny totalitaryzm. W bibliotekach podmieniają książki dla dzieci, by nie utrwalać stereotypów płci

świetlica szkolna
Biblioteka szkolna. Taber w Hiszpanii Fot. Twitter
REKLAMA

Kiedy kliknąć w Google hasło: „spalone książki” – mamy kilkanaście stron odpowiedzi dotyczących tylko jednego wydarzenia, czyli pewnego księdza z Pomorza, który podpalił kilka jego zdaniem okultystycznych pozycji i zabawek tego typu. Tymczasem w słonecznej Hiszpanii palą niemal całą bibliotekę książek dla dzieci i nikt tego nie kojarzy z nazistami, hitlerowcami, czy choćby z inkwizycją.

Oto szkoła publiczna Taber w Barcelonie postanowiła dokonać „przeglądu” biblioteki przeznaczonej dla najmłodszych w duchu gender. Po analizie wyło im, że trzeba usunąć 200 tytułów, które uznano za „toksyczne”, ponieważ odtwarzają seksistowskie wzorce. To 30% zawartości księgozbioru przeznaczonego dla 6-latków. 60% książek uznano za dopuszczalne, ponieważ problem utrwalania wzorców społecznych płci jest tam marginalny. Tylko 10% otrzymało stosowny genderowy „imprimatur”.

REKLAMA

Po usunięciu „książek zakazanych”, biblioteka zaczęła świecić pustkami, więc kierownictwo stara się ją zapełnić pozycjami poprawnymi wychowawczo, w których rycerz zamieni się w rycerkę, a smok w żadnym wypadku nie powinien zginąć. Nowe bajki dla dzieci są pilnie poszukiwane…

W przedszkolu Taber nie ma szans legenda o św. Jerzym, a nawet Śpiąca Królewna, czy Czerwony Kapturek są mocno podejrzane, bo przecież utrwalają „stereotypy”.
Czerwona zaraza opanowała tym razem całą Katalonię. W szkole Montseny, także w Barcelonie, również mają przeglądać biblioteczny katalog i zapowiadają wycofanie tych pozycji, które uznają za „seksistowskie”. W szkole Fort Pienc już działa kolejna „komisja ds. równości płci”, która między innymi przygląda się treściom książek.

Członkowie postępowych komisji twierdzą, nie bez racji, że do „6 lat dzieci są chłonne niczym gąbki” i stąd wynika potrzeba cenzurowania im lektur. Problem w tym, dlaczego akurat mają czytać bezpłciowe pseudo-bajki o np. ślimakach, a nie opowieści o dzielnych rycerzach i smokach. Czy nie jest to jakaś forma dość zbrodniczej kastracji?

A od biednego księdza z Gdańska, któremu nie spodobał się Harry Potter po prostu się odwalcie. Zresztą w odróżnieniu od totalnych łajdaków niszczących całe biblioteki, kapłan przeprosił…

REKLAMA