Francuska broń zabija cywilów w Jemenie? Historia się powtarza

Prezydent Francji Emmanuel Macron i Minister Obrony Florence Parly Foto: PAP/EPA
Prezydent Francji Emmanuel Macron i Minister Obrony Florence Parly Foto: PAP/EPA
REKLAMA

Rewelacje o używaniu francuskiego sprzętu przeciwko cywilom w Jemenie ujawniło dziennikarskie śledztwo. Minister Obrony Narodowej Florence Parly zaprzecza.

Eksport broni na Bliski Wschód był jednak delikatnym tematem już od wczesnych lat 70-tych, kiedy to Paryż dokonał zmiany w swojej polityce zagranicznej i rozpoczął tzw. „politykę proarabską”. Do krajów tego regionu rozpoczęto wówczas sprzedawanie francuskiej broni łamiąc bojkot po agresji na Izrael z 1968 r.

REKLAMA

Pierwszym krajem, który skorzystał na umowach z Francją była Libia Kaddafiego, który doszedł do władzy po zamachu stanu 1 września 1969 r. Jeszcze w tym samym roku podpisał tajny kontrakt na dostawę stu samolotów „Mirage”. Sprawę nagłośnił jednak Izrael. Premier Jacques Chaban-Delmas musiał się tłumaczyć.

W dodatku podczas wojny Jom Kippur Izrael oskarżył Libię o pożyczenie francuskich Mirage Egiptowi. Jako dowód pokazano dwa wraki zestrzelonych samolotów tego typu na Synaju. Paryż zaprzecza do dziś dnia. Niemiła niespodzianka od francuskich pocisków Exocet spotkała też Brytyjczyków w czasie wojny o Faklandy.

Polityka polityką, ale pecunia non olet – mawiali już starożytni, a petrodolary kuszą. Już w 1975 roku Francja wyszła na 3 miejsce eksporterów broni, po USA i Związku Sowieckim. Paryż zresztą omijał wyraźne podziały na bloki krajów prozachodnich i prosowieckich. Sprzedawał i tu i tu.

Na liście odbiorców były np. Arabia Saudyjska, Egipt, RPA, partyzantki i rządy. Zresztą pewna „moralizacja” handlu bronią przyjdzie dopiero po upadku berlińskiego muru. Teraz oskarżenia się powtarzają.

REKLAMA