W szponach pazernego państwa. Skarbówka znalazła sposób na własną opieszałość. Oczywiście kosztem podatnika

Zdjęcie ilustracyjne. / Źródło: pxhere.com/zielonagora.kskarbowa.gov.pl
Zdjęcie ilustracyjne. / Źródło: pxhere.com/zielonagora.kskarbowa.gov.pl
REKLAMA

Pan Wojciech Wilk miał podwójnego pecha. Był małym przedsiębiorcą, więc był łatwym celem. Po drugie korzystał z usług firmy kontrolowanej przez Zdzisława K. odpowiedzialnej za tzw. aferę outsourcingową.

To oznaczało, że ponad 15 tys. pracowników zatrudnianych przez agencje nie miało opłacanych składek ZUS. Umowy więc uznano za nieważne, a urząd skarbowy uznał, że opłata na rzecz agencji nie może zostać uznana za koszt uzyskania przychodu.

REKLAMA

Pan Wilk, który od 20 lat prowadzi firmę handlującą sprzętem stomatologicznym, w 2012 roku skorzystał z usług agencji pracy tymczasowej. Koszty outsourcingu pracowników rozliczył w zeznaniu podatkowym jako koszty uzyskania przychodu.

Dalej sprawa potoczyła się jak w filmie science fiction. – Było około dziewiątej rano – wspomina pan Wojciech. – Usłyszałem pukanie do drzwi, patrzę, stoi dwóch młodych policjantów. Zapytałem, o co chodzi, a oni na to, że mają obowiązek doprowadzić mnie do urzędu skarbowego – kontynuuje.

Powiedziałem, jaka jest sytuacja, że opiekuję się chorą żoną, nie bardzo wiedzieli co z tym zrobić. Dzwonili do swojego przełożonego, on z kolei dzwonił do pani prokurator. Byli bardzo kulturalni, ale strasznie się zdenerwowałem. Jeszcze w takiej chwili. Nie wiedziałem co myśleć – opowiada.

To był Sylwester 31 grudnia. Ostatecznie pan Wojciech wsiadł do radiowozu i pojechał z policjantami na posterunek, ale poczuł się źle, miał zawroty głowy, tracił przytomność.

Głowa nie wytrzymała. Policjanci wezwali karetkę, która zabrała mnie do szpitala. Tam zrobili mi badania, ale neurolog powiedział, że muszę mieć zrobioną tomografię głowy. Wiadomo, jak to na SORze, trzeba było zaczekać – opowiada.

Była godz. 10. Gdy do godz. 13 badania nie zrobiono, policjanci poinformowali pana Wojciecha, że jeśli nie uda się im go dostarczyć do urzędu do godz. 14, zostanie oficjalnie zatrzymany. Miał do wyboru – czekać na badanie lub zaryzykować i jechać na przesłuchanie.

Powiedziałem „dobra, jedźmy”. Panowie jakoś pomogli mi zejść po schodach, włączyli sygnał i zawieźli do urzędu. Urzędnik chciał mnie przesłuchiwać, ale nie byłem w stanie odpowiadać na żadne pytania. Prosiłem, żeby wezwał lekarza albo odstąpił od tych czynności. Stwierdził, że jego to nie interesuje. Zawołał więc inną panią urzędniczkę, odczytał mi zarzuty i na tym się skończyło. Nawet dobrze nie pamiętam co odczytywał – opowiada pan Wojciech.

W końcu pomogła mu chora żona, która przyjechała do męża i zawiozła go do szpitala, gdzie w końcu po 16 godzinach oczekiwania zrobiono mu tomografię. Kiedy w końcu wyszedł ze szpitala, był już nowy rok, ale był już podejrzany o przestępstwo z art. 56 kodeksu karno-skarbowego. Po prostu, żeby sprawa się nie przedawniła, sprytni urzędnicy zamienili ją z podatkowej na karno-skarbową.

Postawienie pana Wojciecha przed prokuraturą zajęło śląskiej skarbówce 5 lat, ale za to proces miał westernowe tempo. – Nawet mnie nie przesłuchano, nie wezwano na rozprawę. Zarzuty postawiono mi 31 grudnia, 25 lutego już byłem skazany. Sąd w ogóle nie wziął pod uwagę tego, że po doprowadzeniu do prokuratury nie byłem w stanie odpowiadać na pytania – powiedział chory przedsiębiorca.

Wyrok: grzywna w wysokości 4 470 złotych, razem z kosztami sądowymi. Pan Wilk się od niego odwołał, a ponieważ wyrok wydano zaocznie, zgodnie z przepisami został unieważniony. Nowy proces rozpocznie się pod koniec kwietnia.

Warto odnotować pewne sądowe zwyczaje, które zazwyczaj nie są znane ogółowi, ale mają moc prawną. Pan Wilk nie został wezwany do sądu, ale uznano, że jego przesłuchanie się odbyło, bo fizycznie był w prokuraturze, choć nie mógł odpowiadać na pytania.

„Jeśli osoba oskarżona jest obecna na przesłuchaniu, to zgodnie z prawem uznaje się, że ono się odbyło. Oskarżony nie musi odpowiadać na pytania”.

Powszechną praktyką jest natomiast wszczynanie postępowania karno-skarbowe, żeby przerwać bieg przedawnienia. Wtedy sprawę można w ten sposób przedłużać w nieskończoność, nawet w sytuacji, kiedy postępowanie jest potem umarzane.

Według informacji Kancelaria GWW, Konfederacji Lewiatan i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka 94 proc. postępowań kontrolnych, w których wszczęto postępowanie karne, wszczynano w roku przedawnienia, z czego aż 3/4 „otwierano” w ostatnim kwartale.

W 2014 r. Rzecznik Praw Obywatelskich uznał, że takie działania fiskusa mogą być niezgodne z konstytucją i złożył wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał postępowanie zamknął, otworzył na nowo, po czym bezterminowo odroczył.

Na szczęście sprawą p. Wojciecha Wilka zajął się Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorstw, który domaga się ukarania osoby, która podjęła decyzję o wszczęciu postępowania przeciwko panu Wilkowi. – Tutaj mamy do czynienia z robieniem z przedsiębiorcy przestępcy tylko dlatego, że urzędnik nie zdążył zakończyć sprawy – powiedział rzecznik.

Źródło: Money.pl

REKLAMA