Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości o kradzieży dokumentów i zbiórce na „roszczeniobus”. Sprawa ma związek z ustawą 447

Robert Bąkiewicz i „roszczeniobus”/fot. Facebook Robert Bąkiewicz/zrzutka.pl (kolaż)
Robert Bąkiewicz i „roszczeniobus”/fot. Facebook Robert Bąkiewicz/zrzutka.pl (kolaż)
REKLAMA

Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz poinformował na Twitterze o tym, że ktoś włamał się do jego samochodu. Z auta zginęły m.in. dokumenty. W rozmowie z portalem Kontrrewolucja.net Bąkiewicz wyjawił więcej szczegółów tego zdarzenia, a także mówił o zbiórce funduszy na „roszczeniobus”.

„Roszczeniobus” ma uświadamiać Polakom zagrożenia wynikające z roszczeń żydowskich wobec naszego kraju. Jak mówił Robert Bąkiewicz, do tej pory członkowie stowarzyszenia wykorzystywali do tego celu własne samochody. Teraz jednak potrzeby związane z akcją znacznie wzrosły.

REKLAMA

Samochód jest nam potrzebny. Przez wiele lat korzystaliśmy z własnych aut i swoich prywatnych środków, ale potrzeby przy akcji „Nie dla roszczeń” się po prostu niesamowicie zwiększają. Cały czas jeździmy. Ostatnio kolega zresztą w pracy rozbił własny samochód – podkreślał Bąkiewicz.

Zakup samochodu to 20 tys. zł. Potem eksploatacja, paliwo, ubezpieczenie. A że dużo pracujemy i jeździmy, zapewne niemałe środki będą potrzebne. Przypominam też, że stowarzyszenie Marsz Niepodległości utrzymuje się głównie z datków od sympatyków. I tutaj też liczymy na to – a sądzę, że robimy dobrą robotę – że Polacy nas wesprą i pomogą nam tę kwotę uzbierać – mówił w rozmowie z Kontrrewolucja.net.

Auta są potrzebne, gdyż przewozimy dużo sprzętu, organizujemy pikiety na terenie całej Polski. Stąd też pomysł na „roszczeniobus” – wyjaśniał. Jak mówił, nie spotkał się do tej pory z krytyką tej nazwy. – Myślę, że Polacy rozumieją, że to pewien rodzaju żart i słowna gra, że my jesteśmy przeciwko uznaniu roszczeń żydowskich. Natomiast używanie nazwy „antyroszczeniobus” by go wydłużało. Dlatego pozwoliliśmy sobie na taki mały żarcik – mówił.

Pytany o włamanie do jego auta i związek z prowadzoną przez jego stowarzyszenie akcją, Bąkiewicz ocenił, że „nie jest w stanie jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć”.

Owszem, dzieje się wiele dziwnych rzeczy. Przede wszystkim ciągle mam kontakt czy to z policją czy sądami nad wyraz częsty. Od wielu lat działam społecznie i takiej kumulacji nigdy nie miałem. Zadaję więc retoryczne pytanie, czy to ma jakiś związek czy nie? Nie znam odpowiedzi do końca, chociaż faktycznie miałem spotkanie konkretnie dotyczące konferencji bliskowschodniej, która miała w lutym miejsce. Wówczas kontaktowało się ze mną ABW, potem mieliśmy policję u siebie w siedzibie stowarzyszenia MN. Teraz ta kradzież… To bardzo dziwna sprawa – przyznał.

Stawiam pod naszą siedzibą samochód już od dawna i nigdy nie było żadnych włamań. Co prawda otoczenie jest trochę niebezpieczne, więc mogło być to po prostu jakieś bandyckie przestępcze zachowanie kogoś z okolicy – stwierdził prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, choć przyznał, że kradzież dokumentów wydała mu się dziwna.

Ukradziono mi akumulator, sprzęt, który leżał i dokumenty od samochodu oraz dokumenty schowane pod siedzeniem. To było dla mnie trochę dziwne. Nie chcę jednak rzucać oskarżeń bez pokrycia – dodał.

Bąkiewicz zachęcił do udziału w marszu przeciwko ustawie 447. – Zapraszam także wszystkich na marsz, który ma się odbyć 11 maja w Warszawie. Rozpoczynamy go o godzinie 14 w Alejach Ujazdowskich pod Kancelarią Premiera. Przemaszerujemy potem pod ambasadę USA. To element naszej kampanii informacyjnej, który ma na celu pokazać, że Polacy się nie zgadzają na to. Żeby też pokazać dużą grupę ludzi, którzy przebiją się do mediów głównego nurtu, które w tej chwili milczą na ten temat. Żeby w końcu rząd zaczął reagować na zagrożenie, które wynika z roszczeń żydowskich. Zachęcam też do zaglądania na stronę ustawa447.pl. Można tam pobierać ankiety do podpisów pod listem do Donalda Trumpa, prezydenta USA – podsumował w rozmowie z portalem Kontrrewolucja.net.

Źródła: Kontrrewolucja.net/Twitter

REKLAMA