
Wraca sprawa ateisty i działacza SLD, który chciał studiować w prywatnej, katolickiej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Marka Joppa nie dopuszczono do studiów, bo nie złożył dokumentu w postaci zaświadczenia swojej parafii.
Jopp składał już pozwy w sądach. Jego skargę odrzucił Wojewódzki Sąd Administracyjny w Toruniu. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego uznało, że jednym z autonomicznych uprawnień uczelni jest prawo do ustalania warunków przyjęć na studia, więc uczelnia postąpiła właściwie, określając na wstępie warunki podejmowania studiów podyplomowych (m.in. przedstawienie zaświadczenia od proboszcza).
Sprawą zajęło się natomiast chętnie przedstawicielstwo Unii Europejskiej w Warszawie. Sprawa trafiła także przed Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, gdzie jednak „młyny postępu” mielą trochę wolniej.
Komisja Europejska uznała, że doszło do „pośredniej dyskryminacji” kandydatów na studia ze względu na wyznawaną religię. Chodzi tu też o pieniądze, bo studia podyplomowe z ochrony środowiska w Toruniu są dotowane z budżetu. KE uznaje, że część tej dotacji pochodzi z Unii, więc wzywa rząd do… „korekty finansowej”.
Dodatkowe zalecenie to wdrożenie działań, które „pozwolą uniknąć podobnej dyskryminacji w przyszłości”.
Bat jak widać zawsze się znajdzie. Nawet prywatna uczelnia ma się dostosowywać do zaleceń Komisarzy. I pomyśleć, że w czasach głębokiego komunizmu na jedynej prywatnej wówczas uczelni do Łaby do Władywostoku, czyli KUL mogli żądać od studentów np. zaświadczeń o chrzcie, a na niektórych kierunkach także opinii proboszcza.
Dla kontrastu warto dodać, że niemal w tym samym czasie na jednym z ostatnich posiedzeń Parlamentu Europejskiego przyjęto Program „Obywatele, Równość, Prawa i Wartości”. Jego treść wskazuje, że będzie służył dotowaniu stowarzyszeń promujących ruch LGBT i ideologię gender. Uczelnia o. Tadeusza Rydzyka ma dotacje stracić, LGTB i jedyna „słuszna ideologia”, czyli gender – zyskać.
Źródło: WP