Sommer: wkręceni w żydofilię. „Tę chorobę trzeba leczyć”

Tomasz Sommer. Fot. IWP
Tomasz Sommer. Fot. IWP
REKLAMA

Na czym polega żydowska sztuczka z „kulturą krytyki” wyjaśnił już dawno Kevin MacDonald w książce pod takim właśnie tytułem, w dodatku nie on pierwszy przecież. Warto jednak przypomnieć jej główną myśl w zderzeniu z realiami polskimi. Otóż kultura żydowska nastawiona jest na intensywną krytykę, wręcz mieszanie z błotem wszystkiego co nieżydowskie, przy jednoczesnym wychwalaniu pod niebiosa i zakazie jakiejkolwiek krytyki wszystkiego co żydowskie.

Nie wolno więc katolikom wieszać kukły Judasza, ale już Żydom kukłę Hamana wieszać jak najbardziej wypada. W tym pierwszym przypadku to „odrażające, rasistowskie, antysemickie”, w tym drugim przypadku to „radosna tradycja”. Sięgając nieco nowszej półki: każdy ksiądz to oczywiście pedofil, choćby nie było na to cienia dowodu, natomiast Romanowi Polańskiemu za pedofilskie czyny nie wolno nawet stawiać takiego zarzutu, bo przecież przeżył holokaust, a w dodatku jego ofiara nie ma już do niego pretensji.

REKLAMA

Przykłady można by mnożyć w nieskończoność, na co nie ma tu miejsca, natomiast ważna jest jeszcze jedna okoliczność – otóż w związku z niemiecko-socjalistycznym ludobójstwem Żydów, pojawiła się nowa narracja wzmacniająca żydowską kulturę krytyki, która w telegraficznym skrócie utrzymuje, że każda, najlżejsza krytyka Żydów to wstęp do ich ludobójstwa, a może nawet już nawet to po prostu ludobójstwo, choć jeszcze nie dokonane.

Na zdrowy rozum, taką histeryczną, po prostu kłamliwą i oczywiście skrajnie rasistowską, trybalistyczną wręcz postawę należało by napiętnować i to ostro, po czym odrzucić. Niestety dzieje się inaczej. Żydowskie roszczenia do immunitetu wobec jakiejkolwiek krytyki są tak długo i głośno wygłaszane, prezentowane i narzucane, że stają się częścią systemu prawnego. To przecież o Żydów głównie chodzi w dławieniu wolności słowa pod pretekstem „rasizmu”, „ksenofobii”, „nietolerancji” czy „kłamstwa oświęcimskiego”. Oczywiście jakakolwiek próba symetrycznego powstrzymywania krytyki płynącej od środowisk żydowskich jest od razu piętnowana, z chucpiarską hipokryzją, jako dławienie wolności słowa, co widzieliśmy rok temu przy okazji nowelizacji ustawy o IPN, z której premier Mateusz Morawiecki wycofał się się w haniebny sposób.

Niestety wielu polityków, pod naporem tej ciągłej krytykanckiej młócki, ulega i przyjmuje żydowski punkt widzenia i żydowską retorykę. Robią to zarówno z głupoty jak i zwykłej sprzedajności. I utrzymują od momentu takiej przemiany, że „wybrany” naród żydowski to nasi „starsi bracia”, którzy organicznie są nie zdolni do niczego podlegającego najmniejszej nawet krytyce a wobec Polaków są tylko i wyłączenie dobrze nastawieni i pomocni, choć przecież nie za darmo, co też jest przecież usprawiedliwione. W dodatku Polska to przecież żydowska ziemia Polin, a Żydzi pojawili się w nadwiślańskich chaszczach by ucywilizować tutejszych barbarzyńców. I za to jedno można ich tylko krytykować, że nie do końca się to cywilizowanie udało, więc trzeba je kontynuować i dziś i jutro.

Jakkolwiek głupio by powyższe zdania nie brzmiały to właśnie dokładnie taką postawę przyjęło wielu polityków, ludzi Kościoła i wpływowych naukowców, przechodząc do porządku nad faktem, że taka postawa jest automatycznie antypolska, bo stawia nasz kraj pod pręgierzem kłamstw i absurdalnych oskarżeń. Najtrafniejszym opisem tej postawy jest słowo „żydofilia”. I właśnie teraz mamy chyba do czynienia z jakimś nieprawdopodobnym wzmożeniem tej choroby.

Tymczasem chorobę trzeba leczyć a nie przyglądać się jej rozwojowi. Miejmy nadzieję, że początkiem tej terapii skierowanej w polityczną żydofilię będzie masowy sprzeciw wobec ustawy 447 czyli całkowicie bezpodstawnych roszczeń wysuwanych przez grupę amerykańskich złodziei pochodzenia żydowskiego. Jeśli bowiem tym roszczeniom ulegniemy, to będzie to oznaczało, że polska antypolska żydofilia doprowadziła nasz kraj do stanu terminalnego.

REKLAMA