
Rzecz zdarzyła się w Australii i pokazuje jakie konkretne skutki uboczne mają różne kampanie „antyprzemocowe”. Mężczyzna, który chciał być dobrym Samarytaninem trafił na dwa tygodnie do aresztu o zaostrzonym rygorze, stracił pracę i rodzinę.
Niejaki Kenan Basic na stacji BP w Sydney pomógł naprawić zepsute auto bezradnej 19-latce. Pan Basic stracił na to dwie godziny, a po wszystkim został przez nią jeszcze uściskany. Zadowolony z dobrego uczynku wrócił do domu.
Kilka dni później młoda kobieta doszła jednak do wniosku (samochód znowu się popsuł?), że pan Basic dopuścił się wobec niej molestowania i agresji seksualnej. Wyczulona na tego typu przestępstwa australijska policja, którą obowiązują też specjalne procedury, zapukała do drzwi dobrego Samarytanina.
Kenan Basic spędził dwa tygodnie w areszcie, gdzie był traktowany jak seksualny przestępca, stracił pracę, a jego żona wniosła pozew o rozwód. Jego życie legło w gruzach.
Chociaż policja w końcu przejrzała kamery video na stacji i ustaliła, że rzeczy miały się inaczej, a przyciśnięta do muru 19-latka przyznała się do konfabulacji, to 36-letni ojciec rodziny, któremu zmarnowała życie, nie może dojść do siebie. Z pewnością już nigdy w życiu nikomu nie pomoże…
After spending time behind bars for a crime he didn’t commit, Kenan basic can tonight finally clear his name. @Danielle_Post #9News pic.twitter.com/EpGztRuLqp
— Nine News Sydney (@9NewsSyd) May 6, 2019
Źródło: Daily Mail