Kinooperator Biedroń skarży się na konfiskatę projektora. Ekran chciał sobie zrobić z fasady katedry, bo tam „przez lata pracował biskup Sławoj Leszek Głódź”

Robert Biedroń chciał siła pokazać film Sekielskiego
Robert Biedroń chciał siła pokazać film Sekielskiego "Tylko nie mów nikomu". Foto: PAP
REKLAMA

Policja uniemożliwiła happening „Wiosny”, która pod wodzą Roberta Biedronia chciała sobie urządzić projekcję filmu o przypadkach pedofilii w Kościele. Za ekran wybrano sobie katedrę.

Wykorzystywanie dokumentu Sekielskiego do politycznej hucpy wydaje się mocno obraźliwe dla ofiar molestowania i pokazuje o co naprawdę w tej awanturze chodzi.

REKLAMA

Biedroń zarzuca Arcybiskupowi, że ukrywał takie przypadki, ale przypomnijmy, że b. prezydent Słupska w stosunku do swojego podwładnego podejrzanego te same czyny wykazał już znaczną tolerancję.

Film traktowany jest przez to środowisko jako taran do walki z Kościołem, tradycją i moralnością. Kiedy taki Biedroń pisze, że „Musimy stanąć po stronie ofiar. Musimy uczyć o tym, czym jest ‘zły dotyk’” to nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Każdy dotyk Biedronia dla wielu osób przyjemny przecież nie jest.

W cała tą awanturę wszedł jeszcze i rząd, napędzając dynamikę działań agresorów. Po tej stronie będą „zły dotyk” definiowali przez podnoszenie granicy wieku ofiar, czy też zwiększanie surowości kar. W ten sposób PiS doskonale wszedł w rolę, którą mu wyznaczono.

Film o księżach, których seksualne preferencje odprowadziły m.in. do agenturalności, ale przede wszystkim do bram piekła, pokazuje całe zjawisko dość jednostronnie.

W normalnym kraju mógłby być jednak zaczynem poważniejszej dyskusji. Tymczasem staje prop-agitką polityczną i prowokuje do pisania bzdur jak Kolenda-Zaleska, która daje nową definicję „publicznego zgorszenia”:

Są też „skutki uboczne”:

I ciekawe, czego w tym temacie doczekamy się jeszcze…

REKLAMA