Unia Europejska rozpoczęła skoordynowaną walkę z „fałszywymi” wiadomościami przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Chodzi przede wszystkim o informacje dotyczące pożaru katedry Notre Dame. To kolejny przykład cenzury internetu.
Lutz Guellner, jeden z czołowych urzędników UE odpowiedzialnych za kampanię anty-dezinformacyjną, przyznał, że istniej poważne ryzyko iż nieprawdziwe informacje mogą mieć wpływ na wynik wyborów. Przytoczył tym samym przykłady Stanów Zjednoczonych oraz Francji i Niemiec.
Bruksela ma już konkretny plan ochrony mieszkańców Unii Europejskiej przed wpływem nieprawdziwych informacji. Finansuje ona bowiem organizacje zajmujące się sprawdzaniem faktów, buduje wewnętrzną jednostkę w celu przeciwdziałania dezinformacji z Rosji oraz pozyskuje dane od Facebooka, Google, czy też Twittera.
Urzędnicy UE twierdzą, że nie mogą oszacować wpływu swoich wysiłków. Cierpią bowiem z powodu ograniczonych środków finansowych i ograniczeń instytucjonalnych.
– UE nie może mieć ministerstwa prawdy – powiedział jeden z wyższych rangą urzędników tej organizacji.
Rządy UE i sojusznicy NATO twierdzą, że Rosja manipuluje opinią publiczną w celu osłabienia zachodniej demokracji. Moskwa zaś temu zaprzecza.
Po pożarze w paryskiej katedrze Notre Dame w kwietniu rosyjskie media w Europie obwiniały islamistycznych bojowników i prozachodni rząd Ukrainy.
Kontrolerzy w Niemczech wykryli rzekomo fałszywy artykuł na Facebooku o Fransie Timmermansie, kandydacie socjalistów w wyborach europejskich. Raport ten, zdaniem unijnych urzędników, „fałszywie” twierdził, że chciał on masowej imigracji muzułmańskich mężczyzn do Europy.
Źródło: Reuters