Raport stanu Kalifornia obala tezę o globalnym ociepleniu jako przyczynie wielkich pożarów. Firma odpowiedzialna za tragedię lobbowała u „zielonych”

Strażacy walczą z potężnym pożarem w Kalifornii/fot. PAP/Newscom
Strażacy walczą z potężnym pożarem w Kalifornii/fot. PAP/Newscom
REKLAMA

Przyczyną tragicznych pożarów w Kalifornii były wieloletnie zaniedbania i skorodowana infrastruktura energetyczna jednego z dostawców prądu a nie „globalne ocieplenie”, czy „zmiany klimatyczne” – wynika z raportu sporządzonego przez stan Kalifornia.

8 listopada 2018 roku wybuchł tragiczny w skutkach pożar. Według kalifornijskich urzędników do jego powstania przyczyniły się linie energetyczne Pacific Gas & Electric Corp z San Francisco. W skutek pożaru zginęło 85 osób – w tym wiele osób starszych i niepełnosprawnych, najstarsza ofiara miała 99 lat. Ponad 200 ludzi uznaje się za zaginionych. Zniszczonych zostało także 15 tys. domów.

REKLAMA

Zdaniem Mike’a Mohlera, zastępcy dyrektora departamentu leśnictwa (Cal Fire), „doszło do naruszenia prawa”. Jednak pełny raport śledczy nie został opublikowany. Został złożony do biura prokuratora okręgowego w Butte County.

Mike Danko, prawnik reprezentujący pokrzywdzonych w pożarze, stwierdził, że wysłanie raportu do prokuratora okręgowego może świadczyć o istnieniu dowodów na zaniedbanie kwestii bezpieczeństwa. – Wiemy z naszej pracy, że PG&E zdawało sobie sprawę, iż jej wieże w okolicy są skorodowane i grozi im upadek – powiedział.

W styczniu PG&E złożyło wniosek o ochronę przed upadłością, a w lutym przyznało, że „prawdopodobnie” jedna z jego linii transmisyjnych wywołała pożar. Wcześniej przedsiębiorstwo przyznało, że linia Caribou-Palermo straciła moc tuż przed pożarem, a później została uszkodzona. Sama firma szacuje całkowitą odpowiedzialność za straty powstałe w wyniku pożaru na ponad 30 mld dolarów.

W ubiegłym roku urzędnicy z Kalifornii twierdzili, że przyczyną pożaru były „zmiany klimatyczne”. Takie twierdzenia krytykował portal Forbes.com, twierdząc, że to uniwersalna wymówka, służąca do zapobiegania pożarom. Ponadto portal wskazywał na szkodliwą politykę leśną, która zabraniała wycinki drzew i usuwania starych, zwalonych okazów. To jeszcze pogorszyło sytuację podczas pożaru.

Ustępujący gubernator Brown podtrzymywał w Kalifornii „zieloną rewolucję” – m.in. obowiązkowe panele na nowych domach, certyfikaty CO2 itd. Mimo oczywistych faktów, polityk zgodnie z „doktryną” zielonych, przyczyn pożarów doszukiwał się w zmianach klimatycznych. Tak samo było w listopadzie ubiegłego roku, gdy ogień wtargnął do miasta Paradise na północy Kalifornii, trawiąc je niemal w całości.

W podobnym tonie wypowiadali się również celebryci, którzy stracili domy w Malibu. Jak twierdzili, pożar wybuchł w związku z „ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi” i „przedłużoną suszą”.

Jak się okazało, również firma PG&E nie chciała odżegnywać się od takiej narracji. Wręcz przeciwnie – źródła podają, że przedsiębiorstwo zaoferowało prawie 10 mln dolarów w postaci darowizn na partie i lobbing w celu uzyskania korzystnego rozstrzygnięcia sprawy i uniknięcia konieczności płacenia odszkodowań.

Jak podaje „Forbes”, naukowcy wiążą występujące w Kalifornii jeszcze przed uprzemysłowieniem susze z aktywnością Słońca. Najwięcej wilgoci jest w tym stanie między listopadem a marcem. Latem natomiast roślinność jest szybko osuszana przez gorące wiatry o małej wilgotności. Nie ma to natomiast nic wspólnego ze zmianami klimatu.

Źródła: theepochtimes.com / forbes.com / fortune.com/PCh24.pl

REKLAMA