Marcin Jan Orłowski: Zełeński kompletnie olany przez europejskich polityków. Andrzej Duda zrobił ogromny błąd

Wołodymyr Zełeński fot. screen youtube.com/sluhanaroda
Wołodymyr Zełeński fot. screen youtube.com/sluhanaroda
REKLAMA

Brak Andrzeja Dudy na inauguracji prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego to ogromny polityczny błąd. Jednym gestem, w zasadzie trzema godzinami prezydent Duda mógł ustawić ukraińską politykę na propolski kurs, niestety, PiSowi jest to ewidentnie niepotrzebne.

Kersti Kaljulaid, Raimond Vejonis, Dalia Grybauskaite, Salome Zurabiszwili i Janosz Ader to „najważniejsze”, polityczne nazwiska, które pojawią się jutro w Kijowie, aby uczestniczyć w uroczystym zaprzysiężeniu prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego. Trzeba powiedzieć wprost, Europa kompletnie olała nową głowę państwa i jednocześnie pokazała Ukraińcom, gdzie jest ich miejsce w europejskiej hierarchii.

REKLAMA

W tym gronie mógł zdecydowanie wyróżnić się Andrzej Duda, który jednym, niewielkim gestem mógł realnie zmienić nastawienie polityki ukraińskiej w stosunku do Polski.

Jak mógł to zrobić? Przede wszystkim trzeba było pomyśleć i wyciągnąć logiczne wnioski. Wołodymy Zełeński nie jest politykiem z krwi i kości, pomimo, że jego otoczenie to doświadczeni gracze, to jednak były aktor na początku swojej kariery chce znaleźć politycznych przyjaciół.

Mógł nim zostać Andrzej Duda. Człowiek w podobnym wieku, z kraju Unii Europejskiej i NATO, wszystko przemawiałoby, że taka znajomość może się opłacić, bo to na plecach Dudy, Zełeński mógłby wchodzić na salony.

A z drugiej strony? Układ mógł być prosty, Duda pomoże Zełeńskiemu, a ten w ramach trochę wymuszonej wdzięczności będzie realizował kolejne postulaty znad Wisły. Oczywiście, nie byłyby to wielkie ustawy, które kompletnie zmieniałyby nasze stosunki, ale na pewno byłaby szansa, metodą małych kroków na eliminowanie haniebnych dla nas zakazów np. w stosunku do żyjącej na Ukrainie, Polonii.

Ukraina jest Polsce potrzebna z wielu powodów. To nie tylko bufor bezpieczeństwa przez Moskwą, bo przecież Putin idąc na zachód musiałby zdobyć Kijów, ale przede wszystkim ogromny rynek zbytu. Kraj pogrążony w kryzysie, wysyłający swoich obywateli na zachód nadal potrzebuje technologii i surowców. Rząd w Kijowie musi m.in. inwestować w armię i może to robić przy użyciu narzędzi, które zakupiłby, przykładowo, w zakładach w Mielcu.

Tylko po co? Lepiej jest nadal opowiadać bajki o dobrych kontaktach i narzekać, że Ukraina inwestuje ogromne środki ściągając ekspertów z innych krajów Unii. Nadal obrażajmy się na kandydatów, którzy zamiast do Warszawy jadą do Francji. Nadal opowiadajmy na arenie międzynarodowej, jak to Polskość jest tłamszona, a Polacy coraz mniej lubiani.

A wystarczył jeden gest. Godzina lotu i dwie godziny spędzone na fotelu w Najwyższej Radzie.

REKLAMA