
Kandydat Konfederacji KORWiN Braun Liroy Narodowcy Grzegorz Braun bez ogródek wypowiedział się na temat telewizji, z założenia, publicznej. Opowiedział, jak w Rzeszowie lokalny oddział TVPiS zamyka usta przeciwnikom politycznym.
Planowo przed wyborami do Parlamentu Europejskiego rzeszowski oddział Telewizji Publicznej miał zorganizować trzy debaty. Ustalono terminy, miejsce, kandydatów i… zaczęły dziać się cyrki.
Debaty miały odbyć się w poniedziałek, środę i piątek, w tygodniu poprzedzającym wybory. Jak na razie, do żadnej z nich nie doszło. Możliwa jest już tylko ostatnia, piątkowa debata.
– Tonący brzydko się chwyta, grubo… telewizja reżimowa, zwana dla zmylenia przeciwnika publiczną, stosuje uzurpatorskie praktyki – stwierdza bez ogródek Braun.
Według pierwotnego planu debaty miały się odbyć na uniwersytecie z szeroką publicznością, która miała mieć możliwość interakcji z kandydatami. – No cóż, potem się zmieniło… nie uniwersytet, tylko sterylne, bezpieczne dla reżimowych kandydatów warunki studyjne. Studio nie duże, wiec i za duża publiczność by się nie zmieściła – zauważa Braun.
To jednak nie koniec nagłych, niespodziewanych zmian. Kolejnym krokiem była decyzja, że debata nie zostanie pokazana na żywo, lecz kilka godzin później nastąpi retransmisja. – Zapalają się lampki kontrolne, alarmowe. To już jest możliwość manipulacji. Gdyby w trakcie debaty padły słowa, które cenzura wewnętrzna, pisowska, partyjna uznałaby za stosowne wykreślić, to miałaby taką możliwość – ujawnia Braun.
Mylił się ten, kto sądzi, że to koniec zamieszania. – W poniedziałek rano okazało się, że pobite gary. Poniedziałkową i środową debatę odwołano. Piątkowa debata jeszcze przed nami, ale w tych warunkach nie wiadomo jak to będzie wyglądało – informuje Braun.
Kandydat Konfederacji KORWiN Braun Liroy Narodowcy nie ukrywa, że miał zamiar zadać przedstawicielowi PiS konkretne pytania. – Mojemu kontrkandydatowi, eurodeputowanemu panu Porębie z Podkarpacia, udało się skutecznie wymanewrować. Tak, żeby uniknąć konfrontacji z najważniejszym pytaniem, na które powinien odpowiedzieć.
– Pytaniem o to, co przed rokiem, w czerwcu 2018 roku, robił w Tel Awiwie jako zaufany emisariusz premiera Morawieckiego na rozmowy z bezpieką izraelską w sprawie, jak się później okazało, kapitulacji na odcinku frontu ustawy o IPN – zdradza Braun.
– Nawet jeśli Poręba pojawi się w telewizji w piątek, to aparatowi udało się już skutecznie ograniczyć czas. Tak że te pytania nie zdążą nabrać jakiegokolwiek rezonansu w przestrzeni przedwyborczej debaty publicznej – mówi.
Braun komentuje przykry obraz telewizji, na którą idą miliardy złotych z kieszeni polskich podatników. – Tak działa telewizja reżimowa. Nie jest rzeczą powszednią, by zmieniać program telewizyjny na godziny przed emisją, która to transmisja miała iść na żywo – zauważa.
Nie ma również wątpliwości, kto za tym stoi. – Telewizja rzeszowska powołuje się na ustalenia warszawskie, na dyrektywę prezesa Kurskiego – nie wiem czy osobiście jego decyzja, ale nie ulega wątpliwości, że to Warszawa zdecydowała – ujawnia Braun.
To nie jedyna próba cenzury debaty publicznej. Podobne praktyki zastosowano w Białymstoku, we Wrocławiu natomiast w ostatniej chwili zmieniono terminy.
Sprawa nie dotyczy jedynie regionalnych oddziałów TVP. Na głównej antenie dotychczas zawsze odbywały się przynajmniej dwie debaty dostępne dla wszystkich komitetów w najlepszym czasie antenowym.
Przed nadchodzącymi wyborami ekipa „dobrej zmiany” zdecydowała, że odbędzie się tylko jedna debata (23.05 o godzinie 20:30), która potrwa „aż” 45 minut. Telewizja Polska spełnia tym samym absolutne ustawowe minimum.
Prywatny folwark w państwowej telewizji ma się w najlepsze…