Już jutro szczyt Unii Europejskiej. Pracowite przygotowania do przetasowań po wyborach

Emmanuel Macron i Angela Merkel. / foto: PAP
Emmanuel Macron i Angela Merkel. / foto: PAP
REKLAMA

Sytuacja po wyborach do PE nie zmieniła głównego układu sił w Europie, ale z pewnością jednych polityków wzmocniła, innych osłabiła. Nie jest przypadkiem, że np. przegrany we Francji prezydent Macron zaczyna od spotkania ze zwycięskim premierem Hiszpanii Pedro Sanchezem.

Francuskie media podkreślają, że po Hiszpanie, rozmówcami Emmanuela Macrona będą premierzy Grupy Wyszehradzkiej. Już samo zauważenie tego faktu, wskazuje, że nasza część Europy powoli uzyskuje podmiotowość.

REKLAMA

Wieczorna, nieformalna kolacja z Angelą Merkel i Tuskiem francuskiego prezydenta to rzecz jasna dalej unijne „jądro”, ale i widoczna choroba prostaty europejskiej koncepcji macronizmu.

Po wyborach do PE eurofederaliści odnieśli z większych krajów unijnych zwycięstwo tylko we wspomnianej Hiszpanii.

Wygrana CDU w Niemczech jest zwycięstwem pyrrusowym (strata ponad 6%), we Francji wygrali eurosceptycy, podobnie we Włoszech. Jeśli Wielka Brytania nie uczyni brexitu, to jej eurodeputowani też najmocniej zasilą frakcję antyunijną.

Z pewnością tandemu Paryża i Berlina nie cieszą też wyniki z naszej części Europy. Orban pokazał, że jest „królem” swojego kraju, w Polsce wygrał nielubiany za Odrą PiS. Macron, który chce wokół swojego LREM budować w PE nową frakcję centrolewicową, nie będzie miał łatwo.

Parząc na powyborczą mapę Europy, widać sukcesy Zielonych: Belgia, Francja, Niemcy, Finlandia, Wielka Brytania, Hiszpania. Ale w siłę rośnie i eurosceptyczna prawica, która wygrywa w Szwecji, Italii, Francji, ma dobre wyniki w Austrii, także w Belgii (Flandria), czy na Słowacji.

Socjaliści są pierwszą siłą w Hiszpanii. Układanka niezbyt łatwa.

REKLAMA