
Rzecz dotyczy głównie państw Afryki Subsaharyjskiej. W miastach tego regionu przybywa porzuconych dzieci niepełnosprawnych, zarówno fizycznie jak i mentalnie.
Przypomina to trochę los albinosów, którzy traktowani są w tej społeczności podobnie. Uznanie, że jakieś dziecko ma związki z czarami bywa prozaiczne. Może o tym decydować nawet krzywo wyrzynający się z górnej szczęki ząb…
Kiedy w domu pojawiają się choroby, śmierć, rozwód, brak pieniędzy lub inne nieszczęścia, szuka się winnych i ofiarą padają często niepełnosprawni. Wyrzucenia ich z domu, to wyrzucenie problemu…
Wiele misji katolickich w tej części Afryki zajmuje się przygarnianiem takich dzieci kojarzonych z czarami. Zjawisko rozszerza się, a niektórzy tłumaczą to pojawieniem się sekt.
Na przykład w Nigerii było to zjawisko do niedawna nieznane. Wiara w „dziecięce czary” pojawiła się razem z kazaniami nowych sekt wywodzących się z protestantyzmu, mieszających chrześcijaństwo z tubylczymi wierzeniami.
Les #enfants sorciers, en #Afrique https://t.co/bxBxi0bLeP #presse #abonded #Accused #Wizards #Jesus #Save #help #Africa #bible #Famille pic.twitter.com/v6EcKAGOTy
— Artistes Press 🗞 (@ArtistesPress) December 7, 2016
Centrum takich „nauk” ma się znajdować w delcie Nigru, gdzie powstały ośrodki nowego „ewangelizowania”.
Chociaż oskarżanie dzieci o czary jest prawnie zakazane, to nawet sędziowie nie są wolni od takich przesądów.
Odrzucane dzieci i pozostawione same sobie to już problem społeczny. Nazywane są „skolombo”. Tylko w Nigerii jeszcze kilka lat temu naliczono się 15 tys. przypadków oskarżania niepełnosprawnych dzieci o czary. W Kongo odnotowano 20 tys. takich przypadków.
Źródło: France Television (red. afrykańska)