Giertych opowiada się za cenzurą! Chce odpowiedzialności portali za komentarze internautów

Roman Giertych. Foto: PAP
Roman Giertych. Foto: PAP
REKLAMA

Roman Giertych po raz kolejny opowiedział się za odpowiedzialnością portali internetowych za komentarze umieszczane pod publikowanymi przez nie artykułami. Taka interpretacja prowadzi wprost do cenzury prewencyjnej.

Roman Giertych odniósł się do decyzji Sądu Apelacyjnego, który rozstrzygał sprawę z powództwa byłego ministra transportu w rządzie PO, Sławomira Nowaka, wobec tygodnika „Wprost”.

REKLAMA

Nowak domagał się przeprosin za komentarze internautów zamieszczone pod artykułem „Nowak – złote dziecko Tuska”.

Sąd Apelacyjny oddalił powództwo byłego ministra ale reprezentujący go Giertych zwraca uwagę na inny aspekt.

Uważa, że Sąd Apelacyjny uznał wprawdzie, że komentarze były dopuszczalną opinią, ale tym samym podtrzymał linię orzecznictwa wedle której za komentarze umieszczane w sieci odpowiada portal na którym są opublikowane.

Nie jest to pierwsza sprawa, w której Giertych domaga się odszkodowań od wydawców z tego tytułu.

Wcześniej reprezentował Radosława Sikorskiego, przeciwko Fakt.pl. Chodziło o komentarze dotyczące polityka PO i jego żony Anne Applebaum.

Ostatecznie sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, a ten uznał, iż wydawca nie może uchylać się od konsekwencji z tytułu naruszenia dóbr osobistych poprzez brak moderacji wpisów na portalu i nakazał wypłacić odszkodowanie.

Giertych postulował już by zmienić prawo i zmusić ustawowo wydawców portali do odpowiedzialności za wpisy internautów. Twierdził też, że Adam Bielan powiedział mu, iż Jarosław Kaczyński ma podobny pogląd na tę sprawę. W związku z tym sugeruje aby stworzyć wspólną POPISową ustawę dotyczącą tej kwestii.

To czego domaga się Roman Giertych to nic innego jak nałożenie obowiązku cenzurowania wpisów na wydawców portali. Zabieg ten ma za zadanie uniknięcia oskarżeń o proponowanie państwowej cenzury znanej z czasów PRL.

Taka cenzura byłaby bardzo wygodna dla państwa. Portale z pewnością cięłyby komentarze dużo ostrzej niż państwowy cenzor obawiając się, czy portal nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności, gdy moderacja przepuści treści, które mogą być powodem pozwu.

Przykładem to co dzieje się na Facebooku czy innych mediach społecznościowych, które jako prywatne firmy same decydują co można u nich zamieszczać bez jakichkolwiek możliwości odwołania się do niezależnego organu.

Jeżeli takie prawo będzie przegłosowane to istnieje duże prawdopodobieństwo tego, że portale usuną po prostu możliwość zamieszczania komentarzy. Moderowanie ogromnej ilości wpisów wymaga zatrudnienia dodatkowych pracowników, a nie ma gwarancji, że „zakazane treści” nie zostaną przepuszczone co narazi na wypłatę odszkodowania.

Media to biznes i jak w każdym biznesie liczą się przychody i koszty. Ustawa spowoduje, iż koszty związane z moderacją nie będą pokrywane dzięki zwiększonemu komentarzami ruchowi na stronie. A skoro tak, to staną się po prostu zbędne z biznesowego punktu widzenia.

Być może taki jest ukryty cel tego pomysłu. Wrócimy wówczas do wygodnej dla każdej władzy sytuacji gdzie to media kreują rzeczywistość, a czytelnicy są tylko biernymi odbiorcami. Gwarantuje to, że niewygodne treści nie będą powodować problemów rządzącym.

REKLAMA