Niemcy chcą skończyć z wolnym Internetem. Korzystanie wyłącznie pod zweryfikowanym nazwiskiem

Cenzura w Internecie - zdjęcie ilustracyjne. / foto: Twitter
Cenzura w Internecie - zdjęcie ilustracyjne. / foto: Twitter
REKLAMA

Szefowa CDU Annegret Kramp-Karrenbauer zaproponowała, by wprowadzić przepisy umożliwiające korzystanie z Internetu wyłącznie pod nazwiskiem. Nie chodzi bynajmniej tylko o serwisy społecznościowe, lecz zlikwidowanie anonimowości przy korzystaniu w ogóle z sieci.

Polska edycja Deutsche Welle, czyli próba eksportu niemieckiej myśli intelektualnej w świat, relacjonuje nad czym debatują teraz Niemcy. No i proszę mi teraz nie mówić „a co mnie obchodzi, o czym debatują Niemcy”, bo 10 lat temu debatowali o grupie przepisów, które my w skrócie określamy mocno publicystycznym terminem ACTA 2 – pisze Jakub Kralka na „Bezprawniku”.

REKLAMA

Kramp-Karrenbauer pomysł powzięła po ujrzeniu hejtu w Internecie, szczególnie – jej zdaniem – rasistowskich i radykalnych.

Pamiętajmy, że Niemcy są szczególnie wyczuleni na punkcie tego typu radykalnych wypowiedzi, ponieważ kiedy ostatnio sprawy w tym zakresie wymknęły się spod kontroli, na całym świecie z ich powodu zginęły miliony ludzi, a na terenie m.in. Polski zbudowali obozy, w których masowo gazowano polskich obywateli. Z tego też względu Niemcy bardzo ostrożnie i z dużą dozą cenzury podchodzą na przykład do emitowanych tam filmów i gier komputerowych. Wrażliwość historyczna jest inna – czytamy na bezprawnik.pl.

Pomysł zdobył zainteresowanie niemieckich polityków po tym, gdy zamordowano polityka Waltera Lübcke. Wtedy „tamtejsi liderzy partyjni zaczęli się wypowiadać na temat konceptu, jakim jest internet pod nazwiskiem”. – Takie rozwiązanie miałoby zapewnić ograniczenie liczby szyderczych lub nawet wrogich komentarzy. Zapewne również pomogłoby organom ścigania wyłapywać podejrzanych uczestników dyskusji i zapobiegać ekstremistom – pisze Kralka.

Przypomina jednak, że to zlikwidowałoby „dobrodziejstwa Internetu” jak wstyd czy nieśmiałość. Chodzi np. o porady zdrowotne czy też zasięgnięcie informacji o prawie pracy tak, by pracodawca nie dowiedział się o tym.

Przypominam sobie jednak, że istnieje internet pod imieniem i nazwiskiem. To Twitter, a w jeszcze większym stopniu Facebook. Ludzie podpisują się swoimi pełnymi danymi, podają miejsce zamieszkania, a nawet dane pracodawcy. I co? I kompletnie nie powstrzymuje to ich od pisania głupot, obrażania, propagowania treści komunistycznych i faszystowskich, a nawet nawoływania do mordowania osób publicznych. Czy w tej sytuacji warto jest rezygnować ze wszystkich przywilejów anonimowego internetu? – zauważa autor.

Źrodło: bezprawnik.pl

REKLAMA