Śmierć na małych kołach. Warszawskie hulajnogi przyczyną kilkudziesięciu wizyt w szpitalu dziennie

Warszawska hulajnoga/fot. YouTube/yellowbox
Warszawska hulajnoga/fot. YouTube/yellowbox
REKLAMA

Kilkadziesiąt osób każdego dnia trafia do szpitala ze złamaniem nadgarstka, obojczyka, urazu kolan czy łokcia. To efekt korzystania z miejskich elektrycznych hulajnóg. Aż 15 proc. z tych wizyt kończy się operacją.

W niesamowitym tempie rośnie ilość osób rannych z powodu elektrycznych hulajnóg. Ortopedzi w Warszawie alarmują, że w stolicy to obecnie najczęstsza przyczyna obrażeń, których ofiarami są zarówno użytkownicy jak i piesi.

REKLAMA

Jedną z nich jest 36-letnia Julita Ważna, która mieszka na Pradze Południe. Jechała rowerem przez centrum Warszawy. Nagle uderzyła ją elektryczna hulajnoga z prędkością 30 km/h.

W tym przypadku pani Julita miała „szczęście”, bo skończyło się „tylko” na urazie ręki i nogi oraz siniakach. – Miałam szczęście, że byłam na rowerze bo siła uderzenia się rozłożyła. Gdybym szła piechotą, nie miała bym szans z pędzącą elektryczną hulajnogą – powiedziała „Super Expressowi” Julita Ważna.

Z kolei jeden z czytelników tabloidu poinformował, że złamał rękę z powodu przyzwyczajenia. Zwykle jeździł na rowerze, więc wyciągnął rękę sygnalizując zamiar skrętu w lewo. Hulajnoga elektryczna jest jednak mniej stabilna, przez co mężczyzna upadł i nadgarstek musiał zostać zagipsowany.

Nierzadko upadek z hulajnogi czy też zderzenie z innym uczestnikiem ruchu kończy się na dyżurze urazowo-ortopedycznym. W Carolina Medical Center w Warszawie na 100 osób trafiających dziennie do ich placówki, 1/3 stanowią właśnie ofiary hulajnóg. Aż 15 proc. z nich wymaga leczenia operacyjnego.

Najczęściej są to złamania obojczyka, złamania w obrębie łokcia i nadgarstka. Natychmiastowej operacji wymagają często urazy kolan, a wśród nich zerwania łąkotek, wiązadeł czy złamania rzepki – mówi lekarz ortopeda Krzesimir Sieczych. Pacjenci najczęściej mają 25-45 lat.

Źródło: se.pl

REKLAMA