36-letni Ukrainiec pracował w zakładzie produkcji koło Nowego Tomyśla w Wielkopolsce. Jego ciało znaleziono w lesie koło Wągrowca.
Mężczyzna zasłabł w pracy, a jego szefowa nie udzieliła mu pomocy. Wywiozła go natomiast z zakładu i zostawiła w lesie, gdzie mężczyzna skonał.
Rzecznik wielkopolskiej policji mł. insp. Andrzej Borowiak informuje, że kilkanaście dni temu leśniczy odnalazł zwłoki mężczyzny w lesie koło Skoków niedaleko Wągrowca. Policjanci, którzy zajęli się sprawą, zidentyfikowali denata. Okazało się, że był to 36-letni obywatel Ukrainy. Pracował w zakładzie produkującym trumny, niedaleko Nowego Tomyśla – ok. 120 km od Skoków.
– Policjanci ustalili, że w upalny dzień mężczyzna zasłabł w pracy i stracił przytomność. Gdy inni pracownicy zawiadomili właścicielkę, ta zabroniła wzywać karetkę pogotowia i nakazała wszystkim iść do domu. Potem okazało się, że nieprzytomny mężczyzna zniknął z terenu zakładu. Nie pojawił się także w domu, w którym mieszkał. W dziwnych okolicznościach zniknął również jeden z Ukraińców, który z nim mieszkał i pracował – podkreśla Borowiak.
Jak dodał, po analizie wszystkich informacji oraz uzgodnieniach poczynionych z prokuratorami policjanci zdecydowali o zatrzymaniu właścicielki firmy. Kobieta trafiła do policyjnego aresztu. Funkcjonariusze rozpoczęli także poszukiwania Ukraińca, który zniknął tuż po zdarzeniu. Znaleźli go po kilku dniach w Łomży, w jednym z hosteli.
Borowiak wskazał, że dowody i inne materiały informacyjne, które trafiły w ręce prokuratorów, dały podstawę do przedstawienia właścicielce zakładu zarzutu nieudzielenia pomocy nieprzytomnemu mężczyźnie.
– Został jej także ogłoszony zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Grozi jej za to kara do 5 lat więzienia. Podobna kara grozi zatrzymanemu obywatelowi Ukrainy, który znając okoliczności zdarzenia, ukrywał się i zatajał informacje, utrudniając w ten sposób śledztwo – mówi Borowiak.
Źródło: PAP