Ryszard Czarnecki znany jest z populistycznych wypowiedzi mocno odstających od rzeczywistości. Tym razem w wywiadzie dla skrajnie propisowskiego portalu fronda.pl (udającego katolicki) przekonywał, że upadek kandydatury Fransa Timmermansa na szefa KE to „jednoznacznie sukces Polski w trakcie szczytu UE”.
– Mamy do czynienia z wielkim sukcesem. Po pierwsze dlatego, że utrącony został kandydat, który swoją pozycję budował na atakowaniu Polski, a także innych krajów naszego regionu Europy – Węgier, Rumunii, Czech czy Słowacji. Trzeba to powiedzieć wprost – Timmermans budował swoją politykę na antypolonizmie oraz poczuciu wyższości względem naszego regionu Europy. I to właśnie Polska odegrała największą rolę jeśli chodzi o jego polityczne „wyautowanie” – przekonywał Czarnecki.
– Wiele rządów krajów sarkało na temat Timmermansa, jednak nie przekładało się to na realne decyzje. To Polska zorganizowała opór przeciwko kandydaturze dotychczasowego wiceszefa Komisji Europejskiej, a później go skutecznie podtrzymywała – dodał unioposeł PiS.
– Gdyby nie zdecydowane stanowisko Polski, blok ten mógłby osłabnąć na tyle, że niechętnie, ale jednak niektóre kraje zmieniłyby zdanie i poparłyby kandydaturę Fransa Timmermansa – kontynuował.
Zdaniem unioposła PiS, to sygnał, że „nie można budować pozycji politycznej na antypolonizmie”. Ignorując też fakt, że szefem KE najpewniej zostanie bliska współpracownica Angeli Merkel i zwolenniczka ingerowania w wewnętrzne sprawy Polski Ursula von der Leyen, przekonuje, że „skończył się czas, kiedy to największe państwa Unii Europejskiej umawiają się, komunikują to reszcie Wspólnoty”.
– Skończyły się czasy, kiedy takie decyzje podejmowała w zasadzie kanclerz Niemiec Angela Merkel wraz z prezydentem Francji. Podsumowując: „To se ne vrati” – mówił Czarnecki.
Źródło: fronda.pl