„Armia Krajowa porzuciła Polaków na pastwę UPA”. Szokująca teza Zychowicza wywoła historyczną burzę

Ludobójstwo na Wołyniu, wieś Lipniki fot. Wikimedia Commons Piotr Zychowicz. / fot. PAP/Rafał Guz
Ludobójstwo na Wołyniu, wieś Lipniki fot. Wikimedia Commons Piotr Zychowicz. / fot. PAP/Rafał Guz
REKLAMA

Dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę okrutnych zbrodni Ukraińskiej Powstańczej Armii – stwierdza w swojej książce „Wołyń zdradzony” Piotr Zychowicz. Publicysta, historyk znany z kontrowersyjnej twórczości kolejny raz szokuje odbiorców pytając m.in. Gdzie byli ci malowani chłopcy, te wszystkie „Wilki”, „Błyskawice” i „Gromy?

Tezy, które pojawiają się w najnowszym dziele Zychowicza dotyczą przede wszystkim Armii Krajowej. Zdaniem publicysty, przez wiele lat budowano wielką legendę największej podziemnej organizacji państowo-militarnej, która miała stawiać czoło Niemcom. Niestety, historia nie jest tak „piękna”, a najlepiej świadczy o tym fakt, że kompletnie nie zajmowano się trwającym na Wołyniu ludobójstwem.

REKLAMA

Ludobójstwa na Polakach dokonały kiepsko wyszkolone oddziały partyzanckie UPA i luźne watahy chłopów uzbrojone w widły, siekiery, cepy i inne tego typu prymitywne narzędzia rolnicze. I w 1943 roku przez kilka dobrych miesięcy całkowicie bezkarnie, bardzo okrutnie i na masową skalę wyrzynali oni Polaków. A jednocześnie od wielu lat karmi się nas opowieściami o tym, że Polskie Państwo Podziemne i jej zbrojne ramię Armia Krajowa były największe i najpotężniejsze w całej okupowanej Europie. Pojawia się zatem pytanie: jak to było możliwe? Gdzie wtedy była potęga polskiego podziemia, dlaczego tych ludzi nie wzięto w obronę? Odpowiedź, którą czytelnicy znajdą w mojej książce, jest tragiczna i po prostu rozdzierająca serce każdego człowieka mającego wrażliwość i empatię wobec ofiar – stwierdza Zychowicz w rozmowie z PAP.

Zdaniem twórcy, najlepszym zaczątkiem do dyskusji w temacie braku aktywności AK na Wołyniu jest meldunek, wydany przez polskie podziemie we Lwowie w którym czytamy, że – Polskie władze tylko wtedy interesują się mordowaniem Polaków, jeśli mordercami są Niemcy.

Od połowy 1943 roku do miasta napływali falami uchodźcy z wymordowanych, spalonych polskich wiosek i miasteczek. Ich opowieści jeżyły włosy na głowie. Na własne oczy widzieli przecież piekło. Ludzie ci mówili jednak nie tylko o niewyobrażalnym bestialstwie oprawców spod znaku tryzuba. Opowiadali również o samotności i zapomnieniu. Uważali, że zajęte wojowaniem z Niemcami Polskie Państwo Podziemne nie interesuje się ich gehenną. O każdej wiosce w środkowej Polsce spacyfikowanej przez Niemców podziemne gazety rozpisywały się miesiącami, o ludobójstwie na Wołyniu wolały jednak milczeć. Rodziło to wśród ocalałych z rzezi poczucie krzywdy i żal wobec państwa polskiego i rodaków z centralnej części kraju – mówi Zychowicz.

Źródło: PAP / NCzas.com

REKLAMA