Parlament francuski pod pozorem „walki z mową nienawiści” cenzuruje internet. Padają groźne zapowiedzi i powstaje księga cenzury

zdj. ilustracyjne. Wieża Eiffla, Paryż, Francja. Foto: PAP/EPA
zdj. ilustracyjne. Wieża Eiffla, Paryż, Francja. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

We wtorek 9 lipca francuskie Zgromadzenie Narodowe przegłosuje kontrowersyjny projekt „walki z mową nienawiści”. Niejasność pojęcia „nienawiści” powoduje, że ustawa może być po prostu współczesnym „młotem na czarownice”, która ograniczy wolność w internecie.

Debata nad projektem była zgodna, co do podstawowej intencji – ograniczenia fali hejtu, który zalewa sieci społecznościowe. Autorem ustawy jest Laetitia Avia, czarnoskóra deputowana prezydenckiej partii LREM, która wcześniej zajmowała się „walką z rasizmem”.

REKLAMA

Projekt francuskiej ustawy oparty jest na zobowiązaniu platform cyfrowych, jak Facebook, czy Twitter, usuwania w ciągu 24 godzin treści „w oczywisty sposób nienawistnych”, pod groźbą płacenia wysokich kar. Ponieważ, ktoś musi decydować i „nienawistności” mamy tu nie tylko cenzurę, ale i wprowadzenie cenzorów i to na dwóch poziomach. Będzie cenzura (być może jakieś algorytmy) wewnątrz platform, co już się zresztą dzieje i wyższa cenzura państwowa, bo przecież ktoś musi weryfikować i sprawdzać czy firmy wywiązują się z nałożonych nie zadań „walki z mową nienawiści”.

Deputowana Avia jest w swojej walce dość „pryncypialna” i przy tej okazji straszy „nienawistników”, niczym prawdziwa rewolucyjna Pasionaria : „to dla was moje drogie trolle, nienawistnicy, anonimowi jajcarze, którzy chowacie się za swoimi ekranami, któzrzy jesteście nieskończenie mali i tchórzliwi, wiedzcie, że będziemy walczyć i was znajdziemy i staniecie twarzą w twarz przed odpowiedzialnością”.

Niestety, nawet centroprawica mówi o „dobrych intencjach”, ale w czasie debat zwracano uwagę na możliwe „skutki uboczne”. Najmocniej krytykowali projekt politycy lewackiej Zbuntowanej Francji. W tej krytyce obawiano się jednak, że cenzura będzie nie państwowa, a „prywatna”. François Ruffin stwierdził – „powierza się cenzurę Google’owi, Facebookowi i Twitterowi, czyli ‘prywatnej cenzurze’, a co gorsza cenzurze technologicznej”.

Deputowani opozycji z prawej strony wskazywali na możliwość zaangażowania się firm kierujących sieciami społecznościowymi w „nadmierną cenzurę” i usuwanie pewnych treści „na wszelki wypadek”, celem uniknięcia ewentualności kary bez analizy kontekstu takich wypowiedzi, co jednak będzie zagrożeniem dla wolności słowa.

Głosy sprzeciwu pojawiły się nawet wśród stowarzyszeń żydowskich we Francji. W liście do premiera Edouarda Philippe’a skrytykowały one „filozofię ustawy”, która pod pretekstem opieszałości sądownictwa omija możliwość dochodzenia swoich praw przed niezależnym organem publicznym, ale deleguje interpretację „mowy nienawiści” z sądów na platformy internetowe.

Uwagi mocno słuszne, a ta krytyka ma też dodatkowy podtekst, bowiem to właśnie na spotkaniu w lutym br. z Reprezentacyjną Radą Instytucji Żydowskich we Francji (CRIF), prezydent Emmanuel Macron zapowiedział wdrożenie tego ustawy przeciwko „ekscesom w Internecie”. Teraz okazuje się, żę szukanie alibi do wprowadzania cenzury także w postaci „walki z antysemityzmem”, wcale środowisk żydowskich nie uwiodło.

Rząd tłumaczy się, że niezależny system sprawiedliwości nadal będzie miał rolę nadrzędną nad wszystkimi przypadkami cenzury. Jednak zapowiada też utworzenie specjalnej prokuratury zajmującej się tylko przestępstwami w sieci, czyli właśnie cenzorskiego organu kontroli nad wewnętrzną cenzurą cyfrowych gigantów.

Minister sprawiedliwości Nicole Belloubet z kolei zapewnia, że powstanie katalog przestępstw internetowych, który ma zwalczać rasizm, antysemityzm, homofobię, itp. Na wniosek deputowanego centrowego UDI Philippe’a Dunoyera dodano jeszcze „zbrodnie przeciwko ludzkości” i negacjonizm.

Księga cenzury najwyraźniej się deputowanym spodobała, bo nawet Republikanin Marc Le Fur proponował jeszcze p. dodać do niej „stygmatyzowanie działalności rolniczej” i „podżeganie do przemocy wobec specjalistów rolnictwa i hodowli”. Ten pomysł już nie przeszedł, ale samo zgłaszanie takich rzeczy pokazuje, że już niedługo doczekamy się całkiem obszernej francuskiej „czarnej księgi cenzury”…

REKLAMA