
W liście do parlamentarzystów PE kandydatka na szefa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przedstawiła niektóre ze swoich najważniejszych priorytetów działań na nadchodzące lata. List ma rozwiać wątpliwości co do jej kandydatury niektórych frakcji (np. Zielonych), ale już pierwszy priorytet może okazać się w stosunku do Polski starą i groźną śpiewką ułożoną jeszcze przez Timmermansa.
Na pierwszym miejscu von der Leyen wymienia bowiem… „praworządność”. Obiecuje takie reformowanie Unii, by „zapewnić przestrzeganie praworządności w państwach członkowskich”. Takie hasło było przez wiele miesięcy biczem na zbyt samodzielną politykę Węgier, Włoch, czy Polski.
Kolejny priorytet też ie wygląda zbyt ciekawie: „przeprojektowanie europejskiej polityki migracyjnej, tak aby różne kraje miały wspólny ciężar przyjmowania migrantów”. Nic dodać…
Kolejny punkt i znowu dla nas niebezpieczny: „w sprawach dotyczących środowiska Ursula von der Leyen powiedziała, że do 2030 r. będzie wspierać redukcję szkodliwych emisji do środowiska nawet o 55%”. Planuje również wprowadzić „podatek graniczny od emisji dwutlenku węgla” i rozszerzyć obecny system handlu emisjami w ramach bloku europejskiego.
Dalej nie jest lepiej. Na płaszczyźnie gospodarczej kandydat opowiadał się za wprowadzeniem „gwarantowanej płacy minimalnej dla wszystkich pracowników w Unii Europejskiej” i broni systemu zasiłków dla bezrobotnych dla tych, którzy tracą pracę.
Na koniec jest jeszcze obietnica „utorowania drogi do ambitnego i strategicznego partnerstwa” z Wielką Brytanią w negocjacjach dotyczących Brexitu. Der Layen deklaruje tu możliwość przedłużenia rozmów nawet po październiku tego roku.
Głosowanie nad kandydaturą niemieckiej kandydatki już w najbliższy wtorek. Polski rząd cieszył się, że pogonił Timmermansa, ale zdaje się, że… zamienił stryjek, siekierkę na kijek.
Źródło: Le Figaro/ Reuters