
Stany Zjednoczone zajęły oficjalne stanowisko w sprawie rozpoczęcia dostaw rosyjskiego systemu S-400 do Turcji. Donald Trump zapowiedział, że Ankara nie otrzyma zamówionych samolotów F-35A.
Zakończył w ten sposób trwający 4 dni okres, w którym mimo rozpoczęcia realizacji dostaw rosyjskich systemów przez Turcję USA nie wypowiadały się oficjalnie na ten temat.
Konferencja w tej sprawie była kilkukrotnie przekładana co pokazuje, że do końca trwały dyskusje co zrobić w tej trudnej dla USA i NATO sytuacji.
Po wypowiedziach Donalda Trumpa można sądzić, że był on zwolennikiem miękkiego podejścia do ukarania Turcji.
– Mamy sytuację w której Turcja jest naszym dobrym partnerem i teraz mówimy Turcji, że ponieważ byli zmuszeni kupić inny system rakietowy, nie sprzedamy im myśliwców F-35 – powiedział.
Nawiązał w ten sposób do problemów ze sprzedażą Turcji amerykańskich systemów Patriot obwiniając administrację Obamy o doprowadzenie do tego stanu rzeczy.
Dodał, że to trudna sytuacja dla Stanów Zjednoczonych i to nie fair, że w jej wyniku USA nie otrzymają miliardów dolarów z tytułu zakupu zamówionych przez Turcję samolotów.
Prawdopodobnie w grę wchodzi także jego wiarygodność w oczach prezydenta Turcji, z którym spotkał się w trakcie szczytu państw grupy G-20 w Osace. Turecki przywódca powiedział dziennikarzom po spotkaniu, że jest pewien, iż sankcje nie zostaną nałożone.
W niedzielę Erdogan powtórzył, iż wierzy, że prezydent Trump jako decydent w przypadku CAATSA zastosuje wyjątek wobec Turcji i nie zdecyduje się na obłożenie jej sankcjami.
Tymczasem sprawa dodatkowych sankcji z tytułu ustawy Countering America’s Adversaries Through Sanctions Act (CAATSA) nie została rozstrzygnięta.
Zarówno Republikanie jak i Demokraci domagają się od Donalda Trumpa ich wprowadzenia. Prezydent ma wiele instrumentów jakie wynikają z tej ustawy ale nie będzie mógł prawdopodobnie uczynić wyjątku dla Turcji i całkowicie zwolnić ją z sankcji.
Mechanizm takich zwolnień został bowiem wprowadzony dla krajów, które korzystały wcześniej z rosyjskiego uzbrojenia i nie mogą zaprzestać natychmiast jego dalszego nabywania. W przypadku Turcji sytuacja jest zgoła odmienna – do tej pory nie kupowała ona broni w Rosji.
Sprawa jest poważna i może mieć dalekosiężne skutki dla sytuacji nie tylko w rejonie Bliskiego Wschodu ale także dla USA i całego Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Turcja jest kluczowym członkiem NATO w tej części świata. Kontroluje strategiczne cieśniny prowadzące na Morze Czarne. Na jej terytorium zlokalizowane są ważne dla NATO instalacje wojskowe np: radary wczesnego ostrzegania. Na terenie bazy lotniczej w Incirlik przechowywane są amerykańskie bomby jądrowe B-61 udostępnione w ramach natowskiego programu Nuclear Sharing. Jest to największa baza Sojuszu w tym regionie świata.
W ostatnich dniach turecka armia skierowała duże siły na tereny graniczące z północnowschodnią Syrią kontrolowaną przez siły kurdyjskie co sugeruje możliwą inwazję gdyby Erdogan uznał, że istnieje taka potrzeba. Region ten stanowi de facto protektorat USA. Znajdują się tam żołnierze amerykańskiej, brytyjskiej i francuskiej armii i trudno wyobrazić sobie co stałoby się w przypadku gdyby ich życie było zagrożone.