Zgubne skutki dyktatury klimatycznej – niedawno plastik i diesel miały uratować przed zagładą. Wróblewski celnie punktuje unijne absurdy! [VIDEO]

Dziennikarz Tomasz Wróblewski / Fot. YouTube
Dziennikarz Tomasz Wróblewski / Fot. YouTube
REKLAMA

Dziennikarz Tomasz Wróblewski rozprawia się z absurdami polityki klimatycznej. Przypomina, że całkiem niedawno Unia Europejska zachęcała do korzystania z plastiku, a środowisko miały uratować jedynie samochody z silnikiem dieslowym. Teraz wajchę przestawiono o 180 stopni. Co będzie w następnej dekadzie?

Wróblewski przedstawia najnowsze pomysły miłościwie panujących eurokratów na walkę z globalnym ociepleniem. – Unia Europejska nałoży nowy podatek. 0,8 euro od każdego kilograma spalonego plastiku. Zapłaci każdy Europejczyk, a pieniądze pójdą wprost do budżetu Unii – wskazuje.

REKLAMA

To koncept wielkich konstrukcji ekonomicznych w oparciu o ideowe przekonania, a nie rynkowe kalkulacje. To niewiele odbiega od metod leninowskich. Całym procesem rządzi głębokie przekonanie, że urzędnik może sterować gospodarką jak mistrz szachowy pionkami i ograć ludzką naturę. Zawsze dla jej „dobra” oczywiście – zauważa Wróblewski.

Dziennikarz podał przykład Holandii, która wyprzedziła unijne dyrektywy i przetwarza 60% plastiku. Problem w tym, że program okazał się nieefektywny i władze zastanawiają się nad odejściem od tej koncepcji. Unia Europejska dopiero jest w fazie wprowadzania swoich nakazów – chce, by każdy kraj przetwarzał obowiązkowo 50% plastiku.

Okazuje się, że koszt recyklingu wielokrotnie przewyższa korzyści środowiskowe. Przeciętna holenderska rodzina zużywa 15 kg plastiku rocznie, recykling pozawala oszczędzić 26 kg co2. Mechaniczne przetwarzanie – zbieranie, segregowanie, mycie, obsługa kolektorów transport, mielenie i przetwarzanie – kosztuje razem 700 euro – wylicza Wróblewski.

Wchłonięcie tego tradycyjnymi metodami kosztuje 178 euro. 4-krotnie taniej można się pozbyć toksyn z atmosfery, niż za pomocą nowoczesnych, ekologicznych metod. Ale jak to w Unii, wielka idea zaczęła żyć własnym życiem i ma już własnych bohaterów zbiorowej świadomości – ironizuje, choć powodów do śmiechu nie ma.

Za chwilę nielegalną czynnością będzie picie przez jednorazową plastikową rurkę. To ma być symbol zachodniego konsumeryzmu, bezmyślnego marnotrawstwa. W czasach PRL-u dodalibyśmy pewnie jeszcze – dekadenckiej kultury zachodniej – mówi.

Oczywiście zakaz używania plastikowych rurek wywoła dodatkowe problemy. – Nie wiem, czy to uratuje morza i oceany, ale wiem na pewno, że czeka nas klawa przygoda z czarnym rynkiem rurek do picia. Tak się skończy wielka wojna z rurką do picia.

Plastik i diesel są dobre na wszystko

Miłościwa Unia Europejska plastikiem zaczęła się interesować w 1994 roku. Wówczas jednak zachęcała do korzystania z niego! – Dyrektywa wprowadzała wtedy ograniczenia w gospodarce leśnej, były zapisy przeciwko marnotrawstwu papieru i zachęty do korzystania z plastiku. Były też hojne dopłaty do skupu makulatury – przypomina Wróblewski.

Dopłaty powodowały oczywiście, że kradziono nawet całe zwoje świeżo wydrukowanej prasy, by oddać na skup. Urzędnikom wydawało się jednak, że dopłatami ratują lasy. Komisja Europejska ma długą historię ratowania nas przed katastrofami, które sama wykreowała. Oprócz rurek do picia, Unia walczy też z dieslami. Oczywiście w trosce o nasze zdrowie – wskazuje kolejny absurd Wróblewski.

W dyrektywie z 1997 roku Unia ratowała nas jednak przed benzyną. Uznano, że pojazdy na ropę mniej spalają paliwa, toteż mniej szkodzą. Postanowiono przestawić cały program ruchu samochodowego na diesla – wspomina końcówkę lat 90.

Jak to w gospodarce nakazowej, szybko rozkręcono program promocji, zachęt finansowych. Każde dziecko miało wiedzieć, że to diesel jest tańszy, bezpieczniejszy i to diesel ratuje naszą planetę. Z taką samą siłą jak promowano samochody na ropę, z taką samą siłą teraz je się tępi – stwierdza smutno dziennikarz.

REKLAMA