Horror w Miliczu. Mrożące krew w żyłach opowieści. W takich warunkach trzymani byli pacjenci

Szpital psychiatryczny / fot. PAP
Szpital psychiatryczny / fot. PAPPAP/Andrzej Grygiel
REKLAMA

Ubrania w fekaliach, zasikana pościel i zimna woda w kranie – taki horror spotkał 27-latkę z gminy Oborniki Śląskie podczas pobytu na oddziale psychiatrycznym w Miliczu. Centrum medyczne twierdzi jednak, że były to tylko przejściowe problemy a nie tamtejszy standard.

27-letnia Ola choruje na autyzm atypowy. Diagnozę postawiono 20 lat temu. Jednym z objawów choroby są ataki agresji. W kwietniu kobieta brała udział w Warsztatach Terapii Zajęciowej w Obornikach Śląskich, podczas których doszło do incydentu. W efekcie Ola trafiła na oddział psychiatryczny w Milickim Centrum Medycznym.

REKLAMA

Warunki tam panujące na długo pozostaną w pamięci pacjentki i jej rodziny. „Od dnia przyjęcia byłam u córki obecna każdego dnia, widząc panujące na oddziale warunki byłam przerażona. Zimna woda, uniemożliwiająca zadbanie o higienę osobistą, ponadto karygodne warunki sanitarne, w małym pomieszczeniu połączony prysznic oraz toaleta. Stan łazienki również wstrząsający. Ubrania ubrudzone fekaliami zalegające na podłodze, zaduch oraz przykry zapach” – relacjonowała w skardze skierowanej do szpitala mama Oli, pani Irena.

Ponadto kobieta była zniesmaczona także opieszałością personelu. Podczas 16-dniowego pobytu jej córki w szpitalu, lekarz prowadzący miał pojawić się… dwa razy. Co więcej, nie przychodził na umówione spotkania i nie odpowiadał na telefony. Jak twierdzi pani Irena, pielęgniarki były opryskliwe wobec pacjentów i ich rodzin oraz nie wywiązywały się ze swoich obowiązków.

„Gdyby nie poświęcenie moje i mojej rodziny córka nie otrzymałaby wsparcia koniecznego do utrzymania higieny osobistej (np.: pomoc w kąpieli, czysta pościel). Byłam również świadkiem podnoszenia głosu oraz obrażania innej z pacjentek przez salową pełniącą dyżur na stołówce” – dodała matka 27-latki.

Zastałam Olę siedzącą na podłodze w zimnym pokoju, z pościelą zasikaną. Ola była kąpana pod zimną wodą. Pacjenci nie mieli dostępu do ciepłej wody – mówiła kobieta w rozmowie z „Super Expressem”.

Nie był to jednak jedyny problem. Ola została wypisana ze szpitala na żądanie rodziny. Jednak zanim do tego doszło zdążyła się w placówce nabawić odmiedniczkowego zapalenia nerek. Rodzina twierdzi, że silne leki, jakie jej podawano, uniemożliwiały kontakt z 27-latką i wywoływały u niej agresję. Do dziś cała rodzina przeżywa traumę związaną z pobytem Oli w milickim szpitalu.

Inaczej sprawę widzi ordynator oddziału psychiatrycznego w Miliczu Krzysztof Klementowski. – Jeżeli pacjent siedzi na podłodze, to personel zwraca mu uwagę. Nie możemy tak sobie położyć pacjentkę na łóżku i ją przywiązać. Jeżeli pacjent sam nie zgłosił potrzeby wymiany pościeli, to rodzina często szybciej dostrzegała ten problem niż personel – przekonywał.

Ordynator przyznał natomiast, że w szpitalu wystąpił długotrwały problem z hydrauliką. – To wymaga potężnych nakładów, wymiany całej armatury. Elementem, który dość często się psuje, jest mieszacz wody gorącej i zimnej. Taka sytuacja miała miejsce w tym przypadku. Naprawa zajęła kilka dni – tłumaczył.

Zastrzegł jednocześnie, że szpital nie ponosi odpowiedzialności za to, co dzieje się z pacjentem po jego wypisaniu. – Mamy dwa zastrzeżenia, które moim zdaniem są całkowicie przeciwstawne. Z jednej strony rodzina pacjentki ma pretensje, że ta dostawała mocne leki, a jednocześnie po powrocie do domu pacjentka jest agresywna. Albo te leki są za słabe, albo za mocne – mówił.

Klementowski zaprzeczył doniesieniom, jakoby lekarze nie pojawiali się na oddziale. Dowodem świadczącym na korzyść szpitala jest także ewidencja czasu pracy.

Ordynator odniósł się do skargi pani Ireny, a odpowiedź przekazał prezesowi Milickiego Centrum Medycznego. Rodzice pacjentki jednak do dziś nie otrzymali odpowiedzi na wysłane 5 lipca do szpitala pismo.

Źródło: se.pl

REKLAMA