Stanisław Michalkiewicz po Marszu Równości. „Cyrk Stalina w Białymstoku. Uczestnicy są najwyraźniej przez kogoś werbowani”

Stanisław Michalkiewicz. Foto: YouTube
Stanisław Michalkiewicz. Foto: YouTube
REKLAMA

Znany publicysta Stanisław Michalkiewicz porównuje marsze równości do objazdowego cyrku Stalina z lat 50. W ten sposób komentuje ostatnie zajścia w Białymstoku, gdzie doszło do starć pomiędzy uczestnikami parady LGBT, a kontrmanifestantami.

Michalkiewicz nie ma wątpliwości, że rzekoma walka z dyskryminacją jest jedynie ładnie brzmiącym frazesem. – Ani sodomia, ani gomoria nie są w Polsce dyskryminowane. Od 1932 roku, w odróżnieniu od niektórych innych zboczeń, sodomia i gomoria przestały być karane. Zoofilia, nekrofilia czy kazirodztwo dalej jest karane, a to są też takie orientacje „szlachetne” – mówi.

REKLAMA

Najlepszym przykładem, że tej dyskryminacji nie ma jest Robert Biedroń. Choć to ostentacyjny sodomita, został wybrany najpierw na prezydenta Słupska, a ostatnio do parlamentu europejskiego. To dowód swobody i pełnej równości. Dlatego jedyny cel, jaki może tym marszom przyświecać, to jest sprowokowanie tych, którzy sodomitami ani gomorytami nie są – argumentuje Michalkiewicz.

Publicysta „Najwyższego Czasu!” ocenił zachowanie władz państwowych. – Pani Elżbieta Witek tak się rozpędziła w pewnym momencie, że zaczęła łgać jak najęta – odniósł się tym samym do wypowiedzi minister, że policja ochraniała każdą manifestację. – Obłuda do nieba śmierdząca, jak mawiał Ignacy Daszyński – skomentował.

Szukając analogii historycznych, Michalkiewicz porównał marsze równości z objazdowym cyrkiem Stalina. – Okazuje się, że w tym marszu w Białymstoku w większości uczestniczyły te same osoby, które uczestniczą w każdym marszu w dowolnej części Polski. Mamy do czynienia z sytuacją podobną jak w latach 50., kiedy po świecie jeździł cyrk Stalina.

Wspomina jedną z wizyt w Warszawie. – W 1954 zawitał do Warszawy akurat pod nazwą światowego zjazdu rewolucjonistów (…) Kilku w międzyczasie zaniemogło, więc zaangażowano do tego przedstawienia komunistów z ulicy Gęsiej i Smoczej, którzy w mig pojmowali z jakiego klucza powinni ćwierkać – mówi.

Teraz mamy do czynienia z czymś podobnym. Ci uczestnicy marszu są najwyraźniej przez kogoś werbowani. Widziałem coś podobnego w USA, kiedy wpadła mi w ręce ulotka werbująca ochotników do protestów przeciwko Trumpowi. Płacili 18,5 dolara za godzinę. Tutaj chyba takiej wysokiej stawki nie ma, ale nawet za połowę, to daj Boże każdemu…

Źródło: YouTube: TVASME/nczas.com

REKLAMA