Tego nie daje Unia! Projekty realizowane przy współudziale unijnych dotacji są w rzeczywistości finansowane głównie z polskich pieniędzy

REKLAMA

Okazuje się, że projekty realizowane przy współudziale unijnych dotacji są w rzeczywistości finansowane głównie z polskich pieniędzy, a nie z funduszy Unii Europejskiej.

„Inwestycje z unijnych funduszy”, „Autostrady wybudowano, bo Unia dała dotacje”, „Gdyby nie unijne pieniądze, to by nic nie powstało”, „Dzięki Unii mamy darmowe szkolenia” – wokół słyszymy te kłamstwa i manipulacje. W rzeczywistości dominująca część tych inwestycji pochodzi z kieszeni… polskiego podatnika.

REKLAMA

Chodzi nie tylko o składkę unijną, ale także o prefinansowanie i współfinansowanie „unijnych” projektów z budżetu państwa oraz tzw. wkład własny z budżetów samorządowych i pozostałych beneficjantów publicznych i prywatnych.

Tylko jedna trzecia to kasa z Unii

Mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że na realizację pomysłów unijnych (i polskich) biurokratów idą ciężkie miliardy z polskiego budżetu. Według danych Ministerstwa Finansów, prefinansowanie projektów unijnych z budżetu państwa w latach 2004-2019 wyniosło 13,4 mld złotych. Z kolei współfinansowanie projektów unijnych z budżetu państwa w latach 2004-2019 (do 31 marca) wyniosło ponad 105,4 mld złotych. Razem to niemal 119 mld złotych. Całkiem gruba kasa. Łącznie jest to ok. 0,5% PKB Polski w omawianym okresie.

Jak podaje prowadzona przez Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju rządowa strona internetowa mapadotacji.gov.pl, przy współudziale funduszy z Unii Europejskiej do końca marca br. zrealizowano 244.175 projektów. Według danych z tego źródła, w uproszczeniu i zaokrągleniu, w ciągu 14 lat i 11 miesięcy polskiego członkostwa w Unii Europejskiej przy współfinansowaniu z funduszy unijnych zrealizowano projekty o wartości 1003,4 mld złotych, z czego dofinansowanie z Brukseli wyniosło prawie 590,6 mld złotych (59 proc.).

Niestety, w zestawieniu rządowa strona nie uwzględnia Europejskiego Funduszu Rolnego na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich i Europejskiego Funduszu Rybackiego w perspektywie finansowej 2007-2013. Po dane na temat tych funduszy sięgnąłem do informacji ministerstwa rolnictwa oraz Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Wynika z nich, że łącznie w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich 2007-2013 oraz Programu Operacyjnego Zrównoważony Rozwój Sektora Rybołówstwa i Nadbrzeżnych Obszarów Rybackich 2007-2013 z budżetu UE pochodziło 54,74 mld złotych, a współfinansowanie krajowych podmiotów publicznych i prywatnych wyniosło łącznie 49,89 mld złotych.

Oznacza to, że razem zrealizowano projekty o wartości 1108 mld złotych, z czego dofinansowanie z Brukseli wyniosło 645,3 mld złotych (58,2 proc.), a współfinansowanie ze strony polskiej – 462,7 mld złotych (41,8 proc.)

Pamiętajmy jednak, że pieniądze z UE są częściowo polskie – w wysokości składki unijnej, która w latach 2004-2019 (do końca marca) wyniosła łącznie ok. 218,6 mld złotych (według danych Ministerstwa Finansów). W rezultacie oznacza to, że z Brukseli dostaliśmy netto 426,7 mld złotych, a polskich pieniędzy w tych projektach było łącznie 681,3 mld złotych. Czyli te wszystkie unijne projekty i inwestycje Unia Europejska sfinansowała w zaledwie nieco ponad jednej trzeciej (38,5 proc.), a w prawie dwóch trzecich (61,5 proc.) to były pieniądze polskie!

W przeliczeniu na udział w PKB Polski (według informacji GUS PKB, od początku maja 2004 do końca marca 2019 roku wyniósł on 22,8 bln złotych), w ciągu 14 lat i 11 miesięcy łączna wartość projektów dofinansowywanych z Brukseli wyniosła 4,86 proc. PKB w tym okresie, z czego unijne dotacje stanowiły 2,83 proc. PKB, w tym polska składka 0,96 proc. PKB, czyli netto 1,87 proc. PKB, a polski udział 2,99 proc. PKB.

Proszę Państwa! Sami żeśmy sobie sfinansowali te wszystkie mniej i bardziej potrzebne projekty i inwestycje „unijne”, przy których stoją propagandowe tablice z gwiazdkami na niebieskim tle!

Oświęcimskie perypetie dotacyjne

Co gorsza, znaczna część z tych „inwestycji” to zwykłe wyrzucanie pieniędzy w błoto, jak nieprzemyślane szkolenia dla bezrobotnych, samorządowe „skarbonki”, propaganda gender itp. Warto pokazać, jak różnorodne mogą być perypetie związane z unijnymi dotacjami. Na przykładzie jednego projektu rewitalizacyjnego można zobaczyć, jak to w rzeczywistości wygląda.

W Oświęcimiu realizowany jest kompleksowy projekt rewitalizacyjny pod nazwą Oświęcimska Przestrzeń Spotkań (OPS), który zakłada zagospodarowanie kilku miejsc infrastrukturą tworzącą pomosty prowadzące od miejsca tragicznej historii KL Auschwitz do życia współczesnego miasta.

Jak informuje Katarzyna Kwiecień, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Oświęcim, „takie przedsięwzięcie to z jednej strony stworzenie tzw. przestrzeni spotkań służącej refleksji i szukaniu przesłania płynącego z Auschwitz, a z drugiej – wykreowanie miejsc i obiektów dla mieszkańców miasta i turystów. Całość Oświęcimskiej Przestrzeni Spotkań obejmuje realizację: (1) unikatowego mostu dla pieszych autorstwa Jarosława Kozakiewicza, (2) utworzenie Parku Pojednania Narodów w rejonie ul. Kamieniec, (3) zagospodarowanie bulwarów nad Sołą oraz (4) terenu w rejonie Starego Miasta, (5) rewitalizację Parku Pokoju. Ostatnim elementem OPS jest (6) wsparcie działań edukacyjnych, które mają wzmocnić międzynarodową rolę Oświęcimia jako Miasta Pokoju, centrum edukacji i praw człowieka”.

Na przygotowanie projektów budowlanych w ramach OPS w 2014 roku władze Oświęcimia pozyskały blisko 1 mln złotych z pieniędzy unijnych oraz dołożyły do tego ponad 700 tys. złotych z budżetu miasta. Gotowe projekty budowlane pozwoliły na rozpoczęcie starań o pozyskanie pieniędzy na ich realizację. Do tej pory z tych sześciu projektów udało się wykonać jeden. Na Park Pojednania Narodów – pierwszy etap zagospodarowania (2) – miasto z pieniędzy unijnych pozyskało 2,25 mln złotych. Co do pozostałych pomysłów – zaczynają się schody.

Most dla pieszych Jarosława Kozakiewicza (1) nieopodal Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau ma obsługiwać ruch pieszy turystów odwiedzających Miejsce Pamięci, mieszkańców, a także rowerzystów przemierzających Wiślaną Trasę Rowerową. Jak mówi Kwiecień, „obiekt będzie symbolicznym przejściem z przeszłości do przyszłości”. N

a ten projekt miasto pozyskało 6 mln złotych z pieniędzy unijnych. Jednak pieniądze te nie zostaną wykorzystane. Jak tłumaczy Kwiecień, oferenci w ramach przetargu zaproponowali realizację inwestycji za ponad 31,3 mln złotych w przypadku najniższej oferty, podczas gdy władze miasta zabezpieczyły w budżecie na ten cel tylko 23 mln złotych, w tym 6 mln złotych z pieniędzy unijnych. W rezultacie na razie miasto odstąpiło od realizacji inwestycji i zamierza szukać kolejnych źródeł finansowania – tym razem z funduszy norweskich. Nabory mają zostać ogłoszone w drugiej połowie 2019 roku. Także na zagospodarowanie bulwarów nad Sołą (3) oraz terenu w rejonie Starego Miasta (4) władze Oświęcimia szukają zewnętrznych źródeł finansowania.

Z kolei projekt realizacji Parku Pokoju (5), dotyczący rewitalizacji terenów poprzemysłowych oddzielających osiedle mieszkaniowe od zakładów chemicznych, dostał za mało punktów w konkursie o unijne dotacje i trafił na listę rezerwową. Łączny koszt realizacji Parku Pokoju, według projektu budowlanego, wynosi 8,7 mln złotych, a władze liczyły na 6,5 mln złotych z dotacji.

Na przygotowanie projektu budowlanego już wydano ponad 147 tys. złotych, z czego dofinansowanie unijne wyniosło 84 tys. złotych. Janusz Chwierut, prezydent Oświęcimia, złożył protest wobec decyzji zdominowanego przez członków PiS Zarządu Małopolskiego Urzędu Marszałkowskiego, który zarządza funduszami unijnymi. Związany z PO prezydent Chwierut uważa, że jest to decyzja niezrozumiała oraz krzywdząca i ma wyłącznie podłoże polityczne.

Jednocześnie rada miasta zdecydowała o sfinansowaniu Parku Pokoju z budżetu miasta. Z kolei na ostatni element OPS – miękki projekt edukacyjny (6) – na razie jednostki miasta nie starały się o dofinansowanie z funduszy unijnych.

Zmarnowana praca

Dobrze, jeśli władze mają jakąś koncepcję, którą chcą realizować niezależnie od unijnych dotacji. Wtedy koszty przygotowania całego wniosku o dotację nie idą na marne. Ale często dzieje się tak, że nie chodzi o samą inwestycję, a o jakiekolwiek wyciągnięcie pieniędzy z unijnych funduszy – i pod różne konkursy przygotowuje się wnioski na realizację niekoniecznie potrzebnych projektów i inwestycji. A kiedy wniosek zostanie odrzucony, cały projekt jest porzucany.

Cała ta urzędniczo-papierkowa praca jest psu na budę. I nie są to przypadki odosobnione. Niedawno media poinformowały, że „siedem gmin powiatu kieleckiego, lokalne stowarzyszenie i spółka otrzymało ok. 4,5 mln zł z funduszy Unii Europejskiej na wsparcie inwestycji w infrastrukturę sportową i dydaktyczną szkół”. Pytanie brzmi: ile gmin, które ubiegały się o to samo, NIE OTRZYMAŁO dofinansowania i porzuciło inwestycję?

Na przykład na jednoetapowy konkurs zamknięty nr RPSW.07.04.00-IZ.00-26-215/18 w ramach Osi Priorytetowej VII „Sprawne usługi publiczne” Działanie 7.4. „Rozwój infrastruktury edukacyjnej i szkoleniowej” Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Świętokrzyskiego na lata 2014-2020 wpłynęły 83 wnioski na kwotę 111 mln złotych, podczas gdy wnioskowana kwota dofinansowania wynosi 47,8 mln złotych, w tym 39,2 mln złotych z UE i 8,6 mln złotych z budżetu państwa. Ostatecznie – po odwołaniu – Urząd Marszałkowski Województwa Świętokrzyskiego do dofinansowania wybrał 36 projektów.

Z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego projekty te mają otrzymać 29,75 mln złotych, a z budżetu państwa – prawie 2,1 mln złotych. Czyli zdecydowana większość, bo 47 z 83 wniosków (57 proc.), nie otrzymała dofinansowania.

Nie lepiej jest w przypadku wniosków wnoszonych przez przedsiębiorców. W ramach konkursu dla pierwszego naboru wniosków w ramach działania 2.4. Współpraca Gospodarcza i Promocja Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Opolskiego 2014-2020 spośród 104 prawidłowo złożonych wniosków, w grudniu 2015 roku 59 wniosków zostało zakwalifikowanych do oceny formalnej, natomiast 45 wniosków pozostawiono bez rozpatrzenia z powodu niespełnienia wymogów formalnych.

W styczniu 2016 roku spośród tych 59 wniosków 54 wnioski zostały ocenione pozytywnie i zakwalifikowane do oceny merytorycznej, a pięć wniosków zostało ocenionych negatywnie. W lutym 2016 roku spośród 54 wniosków, 50 wniosków zostało ocenionych pozytywnie, a cztery wnioski zostały ocenione negatywnie i pozostawione bez rozpatrzenia. Czyli ostatecznie Zarząd Województwa Opolskiego do dofinansowania wybrał 50 projektów z pierwotnej liczby 104 wniosków.

Oznacza to, że 52 proc. wniosków nie otrzymało dotacji. I nie jest to przykład skrajny, a wybrany zupełnie losowo. Są konkursy, w których w trakcie procedury kwalifikacyjnej odpada ponad 90 proc. wniosków. Cała ta papierkowa robota przy tych wnioskach idzie na marne.

Praca przy niezrealizowanych wnioskach i projektach jest realnym kosztem związanym z pozyskiwaniem dotacji unijnych, których nikt nie liczy. I dla gospodarki jako całości koszt ten należałoby policzyć jako część kosztów tych zrealizowanych projektów i inwestycji. Podobnie jak koszty biurokratyczne związane z pozyskiwaniem dotacji. Przez to w rzeczywistości są one droższe niż wynika to z księgowych zapisów.

Oznacza to ponadto, iż wartość pieniędzy z Unii Europejskiej w relacji do wartości zrealizowanych projektów z ich udziałem jest znacznie niższa niż wyliczona wyżej jedna trzecia.

Tomasz Cukiernik

REKLAMA