Niedziela byłą kolejnym dniem antyrządowych manifestacji w Hongkongu. To już ósmy tydzień protestów

Krajobraz pola bitwy w Hongkongu Fot. Twitter
Krajobraz pola bitwy w Hongkongu Fot. Twitter
REKLAMA

Manifestacja w Hongkongu w obronie autonomii tego terytorium trwają już osiem tygodni. Zaczęło się od ustawy o ekstradycji do Chin kontynentalnych, kończy na ogólnym żądaniu swobód. Jednocześnie Pekin wyraża niepokój i coraz mocniej naciska na władze dawnej brytyjskiej kolonii.

W piątek tysiące osób protestowały na lotnisku międzynarodowym w Hongkongu, jednym z najruchliwszych portów lotniczych świata, starając się zwrócić uwagę podróżnych na spór pomiędzy przeciwnikami nowelizacji prawa ekstradycyjnego a lokalnymi władzami.

REKLAMA

W sobotę policja użyła gazu, by z kolei rozproszyć demonstrantów, którzy wzięli udział w zakazanej manifestacji w okolicy Yuen Long na tzw. Nowych Terytoriach – pomiędzy wyspą Hongkong a granicą z Chinami kontynentalnymi.

To właśnie tutaj chuligani, prawdopodobnie z mafijnych triad, brutalnie zaatakowali na stacji metra antyrządowych demonstrantów i przypadkowych podróżnych, raniąc co najmniej 45 osób. Policja na ataki ubranych w białe podkoszulki napastników uzbrojonych w kije i pałki nie reagowała.

Sobotnia manifestacja została zakazana i skończyła się starciami. W odpowiedzi, w niedzielę zorganizowano manifestację w centrum miasta. Władze zgodziły się tyko na więc w parku, ale szybko ruszył marsz w kierunku ratusza i ponowiły się ponownie zamieszki z udziałem policji.

Tymczasem Pekin zaczyna już grozić ograniczeniami autonomii tego specjalnego regionu ChRL.

Hongkong pogrąża się w najgorszym kryzysie w najnowszej historii. Co prawda pod presją największych demonstracji od przyłączenia Hongkongu do Chin w 1997 roku lokalna administracja bezterminowo zawiesiła prace nad projektem, ale nie wycofała go całkowicie.

Brutalność policji dolewa tu oliwy do ognia. Pojawiają się też żądania dymisji szefowej hongkońskich władz Carrie Lam, a także demokratycznych wyborów jej następcy.

Źródło: AFP/ PAP

REKLAMA