
Nogi się pode mną ugięły, zaczęły mi płynąć łzy, nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę, pytałam dlaczego to spotkało właśnie mnie i jego – wspomina Jagna Marczułajtis-Walczak. Posłanka Platformy Obywatelskiej w rozmowie z Super Expressem wspomina najstraszniejsze dni swojego życia.
Dramat rozegrał się dokładnie trzy lata temu. Wówczas była sportsmenka dowiedziała się, że jej syn cierpi na nieuleczalną wadę mózgu. To doprowadziło ją do prawdziwego załamania nerwowego.
Tak się w tym wszystkim załamałam, że miałam ogromną depresję. Całą zimę jeździłam z dzieckiem od lekarza do lekarza. Jeżdżąc patrzyłam tylko z jakiego mostu zjechać, albo jak to zrobić żeby się zabić razem z tym dzieckiem, żeby po prostu już nie cierpiał on i ja… – opowiadała ze łzami w oczach posłanka.
Wyznania Jagny Marczułajtis-Walczak w rozmowie z dziennikarką Super Expressu na prawdę szokują. Uczestniczka Igrzysk Olimpijskich była na tyle załamana, że przygotowywała się do popełnienia rozszerzonego samobójstwa.
Tylko jedna rzecz mnie zatrzymywała: a jeśli krzywo wjadę pod pociąg, albo zjadę ze zbyt niskiego mostu i się nie zabiję i będziemy jeszcze bardziej chorzy? To co wtedy? Tylko dlatego tego nie zrobiłam – wspomina.
Myślałam tylko o tym, że świat mi się załamał i że nie umiem stawić temu czoła. Trwało to długo, ponad półtora roku. W tym samym czasie nie dostałam się do Sejmu i musiałam zamknąć swoją ukochaną szkołę narciarsko-snowboardową. Powiedziałam mężowi, że dalej nie dam rady i że ktoś musi przyjść do domu mi pomóc – dodała.
Na szczęście sytuacja znacząco się poprawiła i jak przyznaje Marczułajtis-Walczak, wystarczyła osoba, która będzie wiedziała jak w tej sytuacji pomóc w sposób profesjonalny.
Dwa pierwsze lata życia Kokosa to była dla mnie dramat. Miałam terapię i leczenie farmakologiczne… dziś nasz syn daje nam dużo miłości, radości, uwielbia spacery, basen, dużo się śmiejemy – podsumowała.
Źródło: SE.pl / NCzas.com