Potwierdza się szkodliwość ONZ. Organizacja ta w imię narzucania „postępu” wzywa państwa i media społecznościowe do walki z „mową nienawiści”

Rzecznik Rupert Colville Fot. Twitter
REKLAMA

ONZ i jej agendy nie pierwszy raz suflują ludzkości „postępowe rozwiązania”. Propagowanie propagandy LGTB, kontroli narodzin (aborcji), środków antykoncepcyjnych to tylko niewielka część arsenału uszczęśliwiania ludzkości przez darmozjadów z tej organizacji. Teraz proponują ni mniej, ni więcej, tylko… cenzurę.

6 sierpnia ONZ zaapelowała do władz państw, w tym USA, oraz do firm zarządzających portalami społecznościowymi, by wspólnie powstrzymywały „mowę nienawiści”, wymierzoną m.in. w grupy etniczne czy religie. Ma to zapobiegać kolejnym zbrodniom z nienawiści.

REKLAMA

Brzmi ładnie, jak to w ONZ bywa, ale skończy się na pewnie na dodatkowej „ochronie” pewnych mniejszości, które z religią i przynależnością etniczną nie mają nic wspólnego. ONZ daje korporacjom, które już teraz ograniczają wolność słowa, dodatkową broń do stosowania cenzury.

Rzecznik Biura Wysokiego Komisarza NZ ds. Praw Człowieka (UNHCHR) Rupert Colville mówił: „Prosimy zarządzających mediami społecznościowymi oraz władze, by wspólnie pracowali nad przepisami, opierającymi się na prawach człowieka w celu zmniejszenia ryzyka kolejnych zbrodni z nienawiści”.

Colville wyraził zaniepokojenie „eskalacją ataków w Stanach Zjednoczonych na synagogi, meczety czy nocny klub w Orlando” na Florydzie”. Wrzucanie tych spraw do jednego worka jest dość symptomatyczne. W ostatnim przypadku chodzi tu o sprawę z 2016 roku zamachu na klub gejowski…

Od tego czasu było po drodze sporo innych zamachów, ale potwierdza to tylko, że w imię ogólnej walki z nienawiścią, preferowany będzie aspekt ochrony, a właściwie nadawanie specjalnego statusu i immunitetu osobom LGBTI.

ONZ stwierdza: „potępiamy rasizm, ksenofobię, nietolerancję we wszystkich formach, w tym białą supremację, i wzywamy władze wszystkich państw, w tym Stanów Zjednoczonych, by podjęły kroki w celu wyeliminowania dyskryminacji”. I wszystko jasne.

Teoretycznie asumpt do deklaracji ONZ dały dwie ostatnie strzelaniny w USA. Lewactwo wykorzystuje je jednak do walki ze „stereotypami prowadzącymi do dyskryminacji czy przemocy”. Apel do właścicieli mediów społecznościowych o cenzurę to już szczyt bezczelności.

Badania i raporty w USA mówią zresztą, że nie ma żadnego wzrostu ataków ze strony „białych nacjonalistów”, czy jakiejkolwiek skrajnej prawicy. Liczba zamachów z bronią w ręku nie rośnie, a tyle samo jest i zamachowców znajdziemy z argumentacją lewacką, czy „rasizmu au rebours” ze strony czarnoskórych obywateli. Już jednak Karol Marks miał mawiać, że jeśli fakty czegoś nie potwierdzają, to tym gorzej dla faktów.

Jasno określony jest też zakres nowej cenzury: „komunikaty mogą stygmatyzować i odczłowieczać mniejszości, takie jak migrantów, uchodźców, kobiet czy osób LGBTI, oraz sprawiać, że niektóre społeczności stają się bardziej podatne na ataki”. Przy okazji dostało się jeszcze Donaldowi Trumpowi za „dyskursy rasistowskie” i trochę w tym nadziei, że cała ta od zawsze „postępowa” ONZ na razie może tylko sobie pogadać.

Źródło: PAP

REKLAMA