O historii naukowego odnalezienia genetycznego Y-Adama, ojca ludzkości, z księdzem Stanisławem Pietrzakiem rozmawia Rafał Pazio.
– Znalezienie Y-Adama jest wydarzeniem niezwykle ważnym. Skąd u Księdza tego typu zainteresowanie?
– Moje zainteresowanie genetycznym ojcem wszystkich dziś żyjących ojców i mężczyzn, i w ogóle ludzi współczesnych, oznaczanym jako Y-Adam, jest wynikiem mojej jakby rodzinności. Kiedy dojrzało we mnie powołanie do kapłaństwa i zacząłem je realizować, odczułem, że odnoszą się do mnie słowa Jezusa, które zwykle czyta się narzeczonym w czasie ich sakramentu małżeństwa: „Opuści mężczyzna ojca i matkę i połączy się ze swoją żoną, w tym przypadku Eklezją (po łacinie Ecclesia = Kościół, rodzaj żeński!) i będą dwoje jak jedno ciało”.
Faktycznie, przez moje 56 lat kapłaństwa czułem się jakby przyżeniony do Eklezji (Kościoła), choć nie w sensie bywania w komnatach biskupich czy kurialnych – raczej w służbie ludziom w parafii (dlatego też zrezygnowałem z proponowanych mi przez biskupa Ablewicza dalszych studiów teologicznych w Rzymie, a równocześnie pracy w jednej z redakcji Radia Watykańskiego).
Ale kiedy nadszedł czas i biskup skierował mnie na emeryturę i na pytanie, co będę teraz robić, odpowiedział mi, pracoholikowi: „nic” (!), po wyjściu z szoku postanowiłem odnaleźć sobie „opuszczoną” kiedyś przeze mnie rodzinę, dla której dotąd nigdy nie miałem czasu i którą niemal zapomniałem. Matkę niby już wcześniej sprowadziłem sobie na plebanię, trochę mi pomagała w pracy i na plebanii zmarła; potem do jej grobowca sprowadziłem także szczątki zmarłego wcześniej ojca. I to wszystko. A reszta rodziny, rodu – czterech rodów moich pradziadków – gdzie? Zająłem się więc poszukiwaniami, tworzeniem drzew genealogicznych i organizowaniem wielkich spotkań rodowych. Takie było moje nowe duszpasterstwo rodziny.
Ale gdy zabrakło już jakichkolwiek wcześniejszych zapisów w księgach metrykalnych, pytałem: gdzie szukać głębszych korzeni rodowych? Z porady ówczesnego kierownika wydziału antropologii Muzeum Archeologicznego w Warszawie, który w moim genealogicznym zbiorze dopatrywał się śladów swojej rodziny, postanowiłem wykonać badania genetyczne wszystkich czterech praprzodków, które doprowadziły moje linie rodowe do jakiegoś wspólnego ojca.
– Proszę o zaprezentowanie naszym Czytelnikom, kim jest i skąd pochodzi Y-Adam?
– Tu nie dyskutujemy, czy ów „Y-Adam” albo „Y-chromosomalny Adam” jest tym samym, z którym spotykamy się w lekturze Biblii. W naszym przypadku chodzi o tego, który, podobnie jak Adam biblijny, byłby wspólnym ojcem wszystkich ludzi. Szukamy go jednak techniką naukowego badania ojcowskiego chromosomu Y (igrek), ukrytego w jądrach komórek ludzkiego ciała. Czy jest taka możliwość i odpowiednia metoda?
Otóż w nici DNA ojcowskiego chromosomu Y (igrek), który liczy ponad 50 milionów cząsteczek, zwanych nukleotydami, prawie połowa z nich wiernie przechodzi z ojca na syna i z pokolenia na pokolenie bez zmiany albo z rzadką tylko zmianą jakiegoś pojedynczego nukleotydu. Te zmiany pojedynczych nukleotydów nazywamy mutacjami (single nucleotide polimorphism, w skrócie SNP lub snip). Do takich mutacji/snipów dochodzi u mężczyzn w odpowiednim odcinku DNA średnio co trzy pokolenia, czyli co około 100 lat. I te mutacje są jakby zapisem lub językiem genealogii.
Ale problem w tym, że te snipy są rozsiane po nici chromosomu Y bez porządku. Po prostu nie wiemy, które z nich należą do mnie, do moich przodków, do poszukiwanego Adama lub do jego dalekich przodków wśród zwierząt człekokształtnych. Aby znaleźć serię snipów, które można by przypisać do Adama, przodka współczesnych ludzi, trzeba najpierw znaleźć te dwie najstarsze gałęzie ludzkiego drzewa genealogicznego, o których by można powiedzieć, że wychodzą od Adama.
Ale które to gałęzie? Jedna z nich to z założenia ta, do której należymy, ja lub ty, których linie niezmutowanych nukleotydów i zmutowanych snipów, jak pokazują badania, biegną gdzieś w przeszłość, jakby w nieskończoność przyrody; a wiemy też, że z naszymi liniami podobnie biegną także linie prawie wszystkich ludzi Europy i Azji.
A druga najstarsza gałąź współczesnych ludzi? Przed rokiem 2011 uważano, że taką gałąź stanowi zapewne ludność Afryki; oznaczono ją pierwszą dużą literą A, podczas gdy pozaafrykańską ludność oznaczono literą B. Nie było jednak pewności co do łączących je snipów i ich umiejscowienia, a czas ich przodka, czyli Y-Adama, obliczano prowizorycznie na około 70-100 tysięcy lat temu.
Wyniki jakichś wstępnych komercyjnych badań kilkudziesięciu ludzi z grupy A (dla ich prywatnego użytku) z woli firmy FTDNA wzięła pod swoją wolontariacką administrację p.Bonnie Schrack z USA. I oto kilkuosobowa grupa miłośników genealogii i klientów tej firmy, w które byłem i ja, mając publiczny dostęp do wyniku badań pewnego człowieka, Afroamerykanina o imieniu Jones, zauważywszy, że daje on nadzieję, iż może należeć do jakiejś najstarszej gałęzi rodu ludzkiego, opłaciła pełne, dostępne wówczas w pracowni dr. Krahna (w Houston, USA) testowanie w systemie WTY (tzw. spacer po chromosomie Y).
– Tu przerwę pytaniem: czy uniwersytety, instytuty nie prowadzą takich działań?
– Prowadzą, ale według uzyskanych grantów. Na tej drodze zebrano właśnie pewną ilość próbek afrykańskich i dokonano ubogich wstępnych badań przeglądowych, a nawet jednego dużego badania. Oto w 2011 roku pojawiły się wyniki badań od wielkiego międzynarodowego zespołu genetyków, głównie z Uniwersytetu Rzymskiego, pod kierownictwem Fulwiusza Crucianiego. Ujawniły one istnienie w Afryce Zachodniej najstarszej dotąd linii genetycznej współczesnych ludzi. Przypisano jej czas wyłonienia się około 134 tys. lat temu i oznaczono ją symbolem A0. Ale dla potwierdzenia tego wyniku potrzebne było jakieś drugie podobne badanie z takim samym wynikiem.
Kiedy więc pojawił się wynik zamówionego przez naszą grupkę amatorów badania z serią nowych snipów, okazało się, że jest ono tym wspaniałym, oficjalnym potwierdzeniem tej nowej linii A0, dając jej zarazem pierwszą podgałąź.
– Jak to się stało, że Ksiądz wpadł na trop Adama?
– Po roku mojego w tym temacie zaangażowania, w styczniu 2012 roku, „Tygodnik Sądecki” ogłosił wywiad pod tytułem: „Emerytowany proboszcz poszukuje genów Adama”. Dla wielu wyglądało to na jakiś dowcip.
Otóż ten sukces olbrzymiego zespołu prof. Crucianiego i naszej małej grupki wolontariuszy odnośnie nowej gałęzi A0 był dla mnie zachętą, aby z pozostałych zbiórkowych pieniędzy i mojej kolejnej dopłaty zamówić badania kolejnego prawdopodobnego Afrykańczyka z grupy A, o nazwisku Dorsey. Jego wstępny wynik dawał jakieś znaki wielkiej dawności. I znów strzał w przysłowiową dziesiątkę! Wynik głębokiego badania Dorseya w pracowni T. Krahna ujawnił długą serię kolejnych snipów, które formowały drugą podgałąź dla A0.
Pozostał jeszcze jeden kandydat do głębszych badań genetycznych – Afroamerykanin z Maryland i Karoliny Północnej, Albert Perry; jego wstępne testowanie ujawniało w segmencie DYS438 wynik, w którym zauważyłem jakiś odrębny sygnał jego specjalnej starożytności. Postanowiłem zaryzykować. Poprosiłem i – ku zdziwieniu dr. Krahna – wpłaciłem odpowiednią kwotę.
W tygodniu wielkanocnym 2012 roku Tomasz Krahn, jego laborantka i żona Astrid, administratorka badań Bonnie Schrack i ja zostaliśmy zszokowani wynikiem – ujawniała się ogromna masa nowych mutacji SNP (snipów), zupełnie odrębnych od wszystkich dotychczasowych gałęzi, wskazująca na blisko dwa razy starszy niż wyznaczany dotąd wiek współczesnego człowieka. Nową gałąź oznaczono symbolem A00 i po wielu dyskusjach ustalono jej powstanie na około 275 tysięcy lat temu! Jest to zarazem czas życia owego Y-Adama, wspólnego ojca wszystkich żyjących ojców z tej dotychczasowej grupy ludzi świata, oznaczonej teraz symbolem A0-T, i tej nowej, A00.
– Czy był poszukiwany także przez innych ludzi na świecie? A co na to bibliści?
– Tak, szukano czegoś nieznanego, ale może jakimiś innymi metodami i nieskutecznie. Mówiono w antropologii o możliwości istnienia jakby co najmniej czterech rękawów odrębnej ewolucji od początku Homo erectus, jakieś około 2 miliony lat temu, które w rezultacie podobno rozdzieliły ludzi na kilka grup rasowych.
Nawet bibliści przeważnie zgadzali się na multiregionalizm wyłonienia się człowieka i już przestali uważać owego biblijnego Adama za jedynego wspólnego ojca wszystkich ludzi. W jego osobie widzieli niekiedy tylko symbolicznego reprezentanta ludzkości, nie troszcząc się (zresztą nie bezpodstawnie!) o biologiczne związki z ludzkością. W genetyce zaś dopatrywano się wtedy jednej matki, nazwanej mitochondrialną Ewą, z niepewnym jej datowaniem i niepewnymi związkami wewnątrz całego drzewa genealogicznego; także sprawa miejsca, czasu i jedyności wspólnego ojca podlegała dalszej dyskusji.
– Czego dowiadujemy się o ludziach współczesnych po ustaleniu naszych korzeni?
– Trzeba powiedzieć: ludzie otrzymali wyraźny sygnał, że jakiekolwiek ludobójstwo jest równocześnie bratobójstwem. Choć ludzie, jak bracia w kiepskiej rodzinie, zawsze znajdą sobie pretekst do wojny i zabijania, to jednak powinien zadziałać równocześnie argument konkretnego – a nie tylko wymyślonej przez bardów i poetów ideologii – biologicznego braterstwa. To, co dotąd jakoś działało tylko w Kościele i chrześcijaństwie, powinno ożywiać całą ludzkość.
– Czy spotkał się Ksiądz z otwarciem na podejmowane działania?
– W trakcie całego postępu badań pojawiały się przeszkody natury technologicznej, prawnej czy ambicjonalnej. Pojawiły się np. w Kamerunie, Anglii i Stanach Zjednoczonych jakieś działania na rzecz urzędowego zablokowania tych badań. Wielkie przeciwności spotkały T. Krahna i B. Schrack (wykorzystano preteksty, by tego pierwszego zwolnić z pracy, a tej drugiej dać zakaz działalności).
Natomiast gdy przeciw mnie także wysunięto oskarżenia, gdyż nie zrozumiano, jaki ja mam interes w ponoszeniu tych wydatków, a także w zainicjowaniu kosztownej pomocy humanitarnej dla bardzo biednej ludności plemienia Bangwa – po pewnym czasie otrzymałem „głębokie przeprosiny” od samego wicekróla ludu Bangwa w Kamerunie, a zarazem ambasadora w Londynie i prezesa komisji lekarskiej w Kamerunie (dr. A.N.). Zazdrość jest okrutna!
Kiedy jednak niedawno na Międzynarodowym Interdyscyplinarnym Seminarium Naukowym w Starym Sączu dano mi sporo czasu na wykład, w ówczesnej i późniejszych reakcjach słuchaczy dostrzegłem tylko pozytywne lub wprost entuzjastyczne emocje i uczucia. Jednak na co dzień, gdy o tym wspominam, spotykam się raczej z niedowierzaniem. Może kiedyś będzie możliwość powiedzenia społeczności bardziej pełnej naukowej prawdy o człowieku i rodzinie ludzkiej. Już wysunięto propozycję, żeby u nas odbył się jakiś obchód dziesięciolecia tego wielkiego odkrycia.
Wyniki tych badań, przejęte potem przez Uniwersytet Arizony, po ich uzupełnieniu zostały na początku marca 2013 roku opublikowane w renomowanym piśmie przez zespół F. Mendeza, omówione ze wspomnieniem mojego nazwiska na dwóch międzynarodowych konferencjach w Houston, szeroko rozgłoszone przez międzynarodowe agencje informacyjne oraz skomentowane na naukowych blogach. Tu np. wspomnę dwie wypowiedzi:
„Odkrycie to nie jest takim, które zdarza się tylko raz w życiu – takie zdarza się tylko raz w historii ludzkości” (Roberta Estes, DNAeXplained Genetic Genealogy).
„Geograficzna lokalizacja A00 może być dowodem na pochodzenie anatomicznie współczesnych ludzi w Kamerunie, w Afryce Zachodniej. Może to być największe odkrycie Y-DNA w historii” (Ted Kandell, RootsWeb.ancestry.com/genealogy).
Załączam tu szkic szczytu nowego drzewa współczesnego człowieka, opublikowany przez Debbiego Kennetha, międzynarodowego komentatora badań genetycznych. Na poszczególnych piętrach tego drzewa znajdują się symbole rozgałęzień i ich czas (gałąź ludów słowiańskich i indoirańskich Ariów to R1a (na dole drzewa).
– Dziękuję za rozmowę.