Awantura w Sejmie. Rolnik powiedział kilka słów prawdy o jedzeniu ze sklepu. „Półki z żywnością dla samobójców” [VIDEO]

Krzysztof Tołwiński. / foto: Facebook
Krzysztof Tołwiński. / foto: Facebook
REKLAMA

Rolnik Krzysztof Tołwiński postanowił przyjść na posiedzenie sejmowej Komisji Rolnictwa i powiedzieć tam kilka słów prawdy. – Przy takiej słabości naszych służb należałoby wydzielić specjalne półki z żywnością dla samobójców konsumenckich – mówi Tołwiński.

To było naprawdę mocne wystąpienie na sejmowej komisji. Do tego z rekwizytami. Krzysztof Tołwiński pojawił się bowiem w budynku parlamentu z konserwą w dłoni. – To nie jest jedzenie, to mina przeciwpiechotna! – krzyczał, unosząc puszkę w górę.

REKLAMA

Przedsiębiorcy, zakłady przetwarzające, robią gangsterkę żywnościową w tym państwie. Im większa firma, im większa marka, tym gorzej sprawa wygląda – mówił na sejmowej komisji Tołwiński. Rolnik przytoczył też skład konserwy wieprzowej, w której mięso stanowiło zaledwie 30 procent składu.

Nazywa się to gulasz wieprzowy, a ma 30 proc. mięsa. Reszta to cała gama dodatków do żywności oraz sól, woda, cukier. Jest tu jeszcze oznaczenie „mięso w sosie”. Jakie mięso w sosie? To raczej sałatka! Jak można dzisiaj pozwalać na tego typu oznaczenia? – grzmiał na sejmowej komisji.

W czasie swojej wypowiedzi Tołwiński odnosił się m.in. do raportu NIK, który dość lakonicznie stwierdzał, iż „system badań nad dodatkami do żywności nie gwarantuje pełnego bezpieczeństwa” konsumentom. Raport pokazał m.in., że nawet produkty oznaczone jako zdrowa żywność mogą zawierać kilkanaście dodatków chemicznych.

Tołwiński przytoczył przykład z branży rolniczej, gdzie warchlaki ściągane są z Holandii czy Danii, a następnie przetrzymywane przez trzy miesiące i wysyłane do ubojni. Warchlaki te są często w bardzo złym stanie, a podczas chorób faszeruje się je antybiotykami.

Inspekcja weterynaryjna nie jest w stanie tego skontrolować, podobnie jak laboratoria Inspekcji Sanitarnej – podkreśla rolnik. Jak opowiada Tołwiński ten patologiczny stan jako pierwsi wykryli Amerykanie, którzy zażądali by firmy eksportujące mięso do USA zatrudniły inspektora weterynarii.

Ministerstwo nałożyło taki obowiązek na firmy, ale jedynie te, które eksportują do USA. – To była ich reakcja na niewydolność naszego państwa i zagrożenie dla ich konsumentów. Co z mięsem, które trafia do polskich domów? – pyta rolnik.

Przy takiej słabości naszych służb należałoby wydzielić specjalne półki z żywnością dla samobójców konsumenckich. Za swoje pieniądze każdy ma prawo się truć – podkreśla Tołwiński.

REKLAMA